czwartek, 4 lipca 2013

Piętnasty

Uważaj by nie zatracić siebie, mieszając przeszłość z teraźniejszością.



Tajemnicza dziewczyna z burzą brązowych loków na głowie z ogromną trudnością pchała wózek, na którym ustawiony był jej olbrzymi kufer wypchany książkami, a także klatka z jej ukochanym kotem – Krzywołapem. Jej serce przepełniała mieszanina całkowicie odmiennych od siebie uczuć. Z jednej strony cieszyła się na myśl o powrocie do ukochanej szkoły, która przez ostatnie sześć lat była jej drugim domem. To właśnie w jej murach przeżywała wszystkie przygody, poznała prawdziwych przyjaciół i zgłębiała tajniki magii. Ten zamek był teraz dla niej całym światem. Na chwilę obecną nie potrafiła sobie wyobrazić dnia, w którym ukończy Hogwart. Nie wyobrażała sobie zakończenia, tak ważnego rozdziału w swoim życiu. Ciekawiło ją to, co przyniesie ten ostatni, siódmy już rok nauki, a jednocześnie przepełniało ją tyle obaw. W każdej chwili wojna mogła się rozpocząć, Voldemort mógł zaatakować w dowolnym momencie. Obawiała się o życie swoje, rodziców, Harry’ego, Ronalda, Ginny i wszystkich przyjaciół i ich bliskich. Nie wiedziała czy uda jej się skończyć szkołę. Nie wiedziała czy przeżyje. Widmo śmierci i końca świata ciążyło nad nią już od kilkunastu miesięcy, ale dziś szczególnie odczuwała jego obecność. Wiedziała, że z każdym dniem świat jest coraz bliżej końca. Nie chciała myśleć, co by się stało, gdyby to nie oni zwyciężyli. Choć miała bujną wyobraźnię takiego zakończenia nie była w stanie wymyślić. Przebiegła przez mur między peronem numer dziewięć i dziesięć, a jej oczom ukazały się setki osób. Jej wzrok powędrował w górę, a uśmiech zagościł na twarzy, kiedy zobaczyła napis dziewięć i trzy czwarte. Wszystkie troski i zmartwienia ulotniły się zupełnie tak, jak gdyby nigdy ich nie było. Przystanęła na chwilę i zaczęła rozglądać się na boki usiłując znaleźć trzy najbardziej znajome twarze. Nie była w stanie. Tłok był za duży. Wspięła się na palce i wtedy dostrzegła w gąszczu ludzi rudą czuprynę. Znów popchnęła wózek i ruszyła w tamtym kierunku. Jej uśmiech z każdą chwilą się poszerzał. Napotykała dzieci, które z płaczem żegnały się z rodzicami, inne zaś z przerażeniem zerkały na siebie. Sama cofnęła się myślami do chwili, kiedy po raz pierwszy stała na tym peronie. Przeciskając się między uczniami, nie zauważyła, kiedy na kogoś wpadła, chwilę wcześniej odsyłając bagaż do pociągu, aby nie przeszkadzał jej w powitaniu ze znajomymi. Upadła na ziemię. Miała ochotę wstać i porządnie zrugać sprawcę tego zdarzenia, ale gdy tylko podniosła wzrok i zrozumiała, przez kogo wylądowała na ziemi to uczucie wyparowało, a język uwiązł w gardle.
- Kogóż to moje oczy widzą. Szlama Granger we własnej osobie i to w dodatku w miejscu dla niej wyznaczonym. 
- Daj sobie spokój Malofy – wydusiła podnosząc się – twoje słowa już na mnie nie działają,
- Czyżby? – podszedł niebezpiecznie blisko niej. Chwycił ją za łokieć przyciągając ją bliżej siebie i wyszeptał do ucha najbardziej znienawidzone przez nią słowo – szlama.
- Pieprz się Malfoy! – krzyknęła oburzona i otrzepując spodnie poszła w swoją stronę. 
- Tak. To niewątpliwie będzie ciekawy i udany rok -  na jego twarzy wykwitł tak charakterystyczny dla niego ironiczny uśmiech. 
Hermiona po małych trudnościach dotarła w końcu do swoich przyjaciół. Ciepłym słowom i powitaniom nie było końca.
- Gdzieś ty była? Już myślałam, że nie zdążysz – na jej szyi uwiesiła się mała, ruda osóbka, którą serdecznie uściskała.
- Wykluczone – odpowiedziała jej ze śmiechem.
- Jak ty wypiękniałaś! – krzyknął ktoś tuż obok niej. Odwróciła się i napotkała rozradowaną twarz wybrańca i oczy bystro spoglądające na nią zza okularów.
- Dziękuję Harry. A ty znów urosłeś – również i jego przytuliła.
- A ja to co? – odezwał się Ron jak zwykle z pełną buzią, gdyż aktualnie przeżuwał czekoladową żabę z Miodowego Królestwa.
- Ranald! – krzyknęła oburzona – ile razy powtarzałam ci abyś nie mówił z pełną buzią? Ale ciebie też miło widzieć – szepnęła wtulając się w jego tors. 
Dalszą ich rozmowę przerwał odgłos lokomotywy oznajmiający czas odjazdu. Pociąg Express Hogwart stał dumnie na torach niczym majestatyczny mustang podziwiany na wystawie. Zbliżał się czas powrotu do szkoły. Dla niektórych uczniów już po raz ostatni.


Brązowowłosa kobieta stała tępo wpatrując się w rozpościerający krajobraz. Po raz pierwszy była w tym miejscu od dnia, w którym ukończyła szkołę. Nie wierzyła temu, co widzi. Nigdy nie zastanawiała się jak wygląda King’s Cross, kiedy trwa rok szkolny. Na peronie nie było poza nią ani jednej osoby. Wiatr podrywał szczątki Proroka Codziennego i wirował z nimi w jakimś dziwnym tańcu po całym peronie. Widziała puste tory, na których zazwyczaj stał pociąg czekając aż wszyscy wsiądą. Usiadła na ławce przy jednym z murów i pogrążyła się w rozmyślaniach. Zastanawiała się, co tutaj robi, a także jak wiele zmieniło się od dnia, kiedy po raz ostatni opuściła stację. Nie była już dawną Hermioną. Nie przypominała jej już pod żadnym względem. Zatraciła dawną siebie dla wyśnionej w dzieciństwie idei, która okazała się być tą błędną drogą. Poświęciła się dla miłości, której nawet nie było. Zapomniała o rodzicach i przyjaciołach. Stała się potworem wyniszczającym samą siebie. W obecnej chwili najgorszy wróg był dla niej jedynym oparciem - jedyną deską ratunku na oceanie życia. Jednak wróg na zawsze pozostanie wrogiem i tego już nic nie zmieni. Nie wiedziała, jaka siła ją tutaj przywiodła. Po prostu czuła, że musi się tutaj znaleźć. 
Miała ochotę głośno krzyczeć z bezsilności. Nie panowała już nad sobą i własnym życiem. Jej własne ciało stało się obce. Tak bardzo zatraciła się w szaleńczym biegu ku lepszej przyszłości, że już sama nie wiedziała, kim jest. Nie miała nikogo. Była samotna i niepotrzebna. Miała ochotę zniknąć z tego świata. Chciała znaleźć się gdzieś gdzie jej problemy znikną, gdzie nikt nie będzie wiedział, kim jest albo kim była. Potrzebowała miejsca gdzie będzie mogła zacząć wszystko od nowa. Po raz kolejny. Zamknęła oczy, a pod powiekami ujrzała roześmiane twarze uczniów. Zdawało jej się, że słyszy ich rozmowy, ich śmiech. W pamięci po raz kolejny przechadzała się po stacji, co jakiś czas przystając i witając się ze znajomymi. Słyszała wesołe pozdrowienia skierowane w jej stronę. Całkowicie nieświadomie na jej twarzy pojawił się uśmiech. Czuła się zupełnie tak, jakby naprawdę tam była. Jakby cofnęła się w czasie do momentu, kiedy jej problemy nie były tak poważne. Wtedy, gdy jej życie miało sens. Mijała kolejnych znajomych aż do chwili, gdy wpadła na Dracona. Nawet w wyobraźni wciąż jej towarzyszył. Poczuła ukłucie w sercu i ściśnięty żołądek. Dlaczego on wciąż ją prześladował? Dlaczego nie mógł raz na zawsze zniknąć z jej życia? Dlaczego musiał ranić ją nawet teraz? Żałowała, że znalazła się wtedy na tym balu. Gdyby nie tamto spotkanie, on pewnie by sobie o niej nie przypomniał. Jej życie byłoby dla niego tajemnicą. Sama właściwie nie wiedziała, dlaczego mu zaufała. Nie wiedziała jak sprawił, że poczuła się przy nim sobą. Jak sprawił, że to właśnie w nim jej dusza znalazła swoją ostoję? Poczuła jak po jej policzku spływa samotna łza, którą natychmiast otarła. Gwałtownie otwarła oczy i zamrugała parę razy powiekami uniemożliwiając pozostałym łzom wędrówkę w dół po aksamitnej skórze. Obiecała sobie, że przez niego nie uroni już żadnej łzy. Musi być silna. Musi mu udowodnić, że to ona jest górą, że to jest jej gra i że to ona rozdaje karty. Musi zacisnąć zęby i przeczekać ten wolny czas, który jej załatwił. Gdy ‘urlop’ minie, wszystko wróci do normy. Znów zatopi się w swojej samotności i żałosności własnej egzystencji. Wszystko byleby znów nie cierpieć. Nie była w stanie przyjąć więcej bólu w życiu, a miała zaledwie dwadzieścia lat. Załamała ręce nad własnym życiem. Nie miała sił, aby zbudować je na nowo, choć tego właśnie potrzebowała. Nie miała sił by się podnieść, więc tkwiła w tym wszystkim z każda chwilą tracąc siebie bezpowrotnie. Gwałtownie wstała z ławki i udała się do wyjścia ze stacji. Znalazła ciemny zaułek i teleportowała się z cichym pyknięciem. 


~*~


Spojrzała na ogromną fasadę budynku, a uśmiech zakwitł na jej twarzy. Wiedziała, że właśnie tego teraz potrzebuje. Zakupy były idealnym sposobem na odreagowanie stresu. Przeszła przez rozsuwane drzwi i poczuła się jak w zupełnie innym wymiarze. To centrum handlowe całkowicie nie przypominało pozostałych galerii handlowych. Jej wnętrze było zupełnie inne. Podłóg nie zdobiły wykafelkowane i lśniące płytki. Pod jej nogami znajdowała się najzwyklejsza kostka brukowa. Witryny sklepowe też nie wyglądały jak w innych centrach. Przypominały bardziej paryskie sklepiki, za którymi widać manekiny, a u drzwi wisi malutki dzwoneczek. Co jakiś czas napotykała czarne żelazne ozdobnie kute uliczne lampy, a na nich zawieszone donice z kwiatami. Na środku całości znajdowała się malutka fontanna, w której woda tryskała na wszystkie strony. Jedzenie można było kupić w ulicznych budkach, na kółkach. To było miejsce, w którym nowoczesność spotykała się z tradycją. To było miejsce gdzie człowiek mógł się poczuć jak w malutkim miasteczku z niebywałą tradycją. Jedynym elementem, który przywracał marzycieli do rzeczywistości było sklepienie budynku. Tylko w ten sposób przypominali sobie o tym gdzie naprawdę są. Hermiona weszła do pierwszego ze swoich ulubionych sklepów. Znów poczuła się jakby była nastolatką. Zakupy były jej ulubionym zajęciem. To właśnie tutaj najczęściej przychodziła ze swoimi mugolskimi przyjaciółkami. Godzinami biegały po sklepach zbierając wszystkie rzeczy, które im się podobały, a później przymierzały je przybierając najdziwniejsze pozy. Miały przy tym tyle zabawy, jakiej nigdy nie doświadczyła z Harry’m i Ronem. Znów wracała do świata wspomnień. Po raz kolejny uciekała w świat marzeń, bo nie była już w stanie poradzić sobie z otaczającą rzeczywistością. To wszystko za bardzo ją przytłaczało. Wysysało z niej całą radość życia. Podeszła do wieszaków i zaczęła je po kolei przesuwać. Szukała czegoś wyjątkowego. Czegoś, co przykułoby jej spojrzenie. Czegoś innego i całkowicie niesamowitego. Kilka chwil później już całkowicie zatraciła się w zakupowym szaleństwie. Na haczyku w przymierzalni wisiało mnóstwo ubrań. Między innymi znalazł się tam gruby miętowy sweter, czarny trencz, para koralowych spodni, a także wiele innych ubrań. Zaczęła je przymierzać i oglądać w lustrze. Kiedy minęło kolejne kilka chwil wychodziła już ze sklepu z kilkoma torbami wypełnionymi ciuchami z ogromnym uśmiechem na twarzy. Weszła do toalety, a później do jednej z kabin gdzie zaklęciem odesłała wszystkie paczki do swojego mieszkania w Paryżu. Opuściła łazienkę i udała się na dalszy sklepowy maraton. Zatrzymywała się przy każdym sklepie podziwiając jego wnętrze. Kiedy tak chodziła od sklepu do sklepu minęła dział dziecięcy. Coś jednak jej podpowiedziało, że musi tam wejść. Wróciła się i stanęła przed szklanymi drzwiami. Zerkając przez szybę oglądała całe jego wyposażenie. Patrzyła z zachwytem na rozmaite kształty i kolory dziecięcych wózków, łóżeczek i malutkie ubranka. W tej chwili poczuła, że chciałaby mieć dziecko, że chciałaby mieć kogoś, kto kochałby ją bezwarunkowo. Kogoś, kto obdarzyłby ją miłością, która nigdy się nie kończy. Weszła do środka. Mijała kobiety z wyraźnie już zarysowanymi brzuchami albo takie, które swoje dzieci prowadziły za rączkę. Widziała małżeństwa wybierające pościel pasującą do łóżeczka albo mężów w pośpiechu kupujących jakieś śpioszki. Coś chwyciło ją za serce. Nie mogła dłużej patrzeć na szczęście emanujące z tych osób. Obróciła się na pięcie i czym prędzej szła w kierunku wyjścia. 
- Hermiona? – usłyszała swoje imię i stanęła jak wryta. Zamknęła oczy modląc się, aby ten głos nie należał do nikogo jej znanego. Sekundę później stała twarzą w twarz z ową osobą.
- Ginny? – spytała z lekkim niedowierzaniem. Dziwnie było patrzeć na dawną przyjaciółkę, którą szczęście aż rozpierało od środka. 
- Co ty tutaj robisz? – rudowłosa przyglądała się kobiecie z niemałym zaskoczeniem. Nigdy nie spodziewała się, że dziś ją zobaczy. Straciła już nadzieję, że kiedykolwiek z nią porozmawia. Hermiona spaliła za sobą wszystkie mosty i jak widać nie chciała powrotu do przeszłości.
- Zakupy – odpowiedziała mało elokwentnie. Nie była gotowa na spotkanie z przeszłością. Nie teraz, kiedy próbowała poukładać swoją teraźniejszość.
- Hermiona. Proszę przyjdź do nas dzisiaj na kolację – spojrzała na przyjaciółkę błagalnym wzrokiem modląc się o to, by się zgodziła.
- Ginn. Naprawdę bardzo bym chciała, ale nie mogę – udała skruchę w głosie. Wcale nie miała na to ochoty. Jak najszybciej chciała uciec daleko stąd. Ręce zaczęły jej się trząść ze zdenerwowania. 
- Dlaczego się nie odezwałaś? – postanowiła puścić odmowną odpowiedź mimo uszu. Chciała wykorzystać te kilka chwil by uzyskać odpowiedź na dręczące ją pytania. 
- Przepraszam Ginn, ale nie miałam czasu. Obiecuję, że jak tylko go znajdę odezwę się do was – posłała rudej ciepłe spojrzenie. Czuła, że jeśli nie opuści tego miejsca, to tak po prostu się rozpłacze.
- Hermiona, proszę cię. Nie zostawiaj mnie już – chwyciła kobietę za rękę, ale ta jej się wyszarpnęła.
- Naprawdę nie mam teraz czasu. Do zobaczenia – odeszła szybkim krokiem nie oglądając się za siebie. Jej serce rozpadło się na drobne kawałki. Nie chciała takiego obrotu spraw. Nie była na to przygotowana. To było dla niej za wiele. Przyśpieszyła kroku. Potrącała innych, a łzy coraz bardziej ograniczały jej widoczność. W końcu wybiegła z centrum i w najbliższym zaułku teleportowała się z głośnym pyknięciem. Tymczasem pani Potter wciąż stała w tym samym miejscu próbując poukładać sobie w głowie wszystko to, co się stało. Już wiedziała, że prawdopodobnie więcej jej nie zobaczy. Już wiedziała, że przestała się dla niej liczyć, że oni przestali. Straciła siostrę. Bezpowrotnie. Ogromny żal ściskał jej serce tak, że nie była w stanie się odezwać ani nawet ruszyć. Stała jak sparaliżowana.
- Najmocniej panią przepraszam! – wykrzyknął ktoś potrącając ją w łokieć. To zbudziło ją z transu. Podnosiła swoją torbę i odeszła. A jedynym świadkiem ich rozmowy były ściany tego pomieszczenia. Tylko one pamiętać będą moment, kiedy przeszłość tak przeraźliwie zetknęła się z teraźniejszością.

7 komentarzy:

  1. Popłakałam się od tych emocji tak mi szkoda Ginny straciła przyjaciółkę bezpowrotnie, a Hermiona moim zdaniem zachowała się okropnie i do tego okłamała ją :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Nicole.Martin4 lipca 2013 18:11

    Może jeszcze kiedyś znów zaczną się przyjaźnić?

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzisiaj znalazłam Twoje dramione. Zmusiło mnie dosyć nietypowa nazwa. Kiedy przeczytałam prolog, zaczęłam się zastanawiać czy nie będzie to czasem tandetne, typowe Dramione, których ostatnio dużo ;) ale juz pi przeczytaniu pierwszego rozdziału zmieniłam zdanie, w końcu nie ocenia się książki po okładce, a ja ocenilam twój blog poprzez pryzmat innych :( To jak przedstawiasz Dracona, pierwszy raz spotykam się z takim przedtawianiem. Lub Hermiona, która stoczyła się na dno, nie wiem co powiedzieć to jest GENIALNE:D miniaturki tez świetne i cytaty z GosipGril, uwielbiam ten serial xD nie wiem co powiedzieć, bi brakuje mi tylu pozytywnych przymiotników ile bym chciała użyć ;) Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzisiaj skonczyłam Czytać Twoje wszystkie opowiadania łącznie z miniaturkami .I musze przyznać że jestem zachwycona.
    Poprzednie opowiadanie było bardzo dobre ale to obecne bije je na głowę .
    Czytając ten rozdział płakałam jak głupia chociaż nie tylko w tym rozdziale sie popłakałam .
    Potrafisz wyzwolić w człowieku takie emocje że normalnie szok.
    Cudnie opisujesz ich uczucia. Nigdy bym nie pomyslała że Miona mogłaby byc prostytutką a tutaj prosze Bum! coś całkiem innego niż każde Dramione ;]
    Bardzo się wciągnęłam z Twoje opowiadania ;]
    naprawdę bardzo dobrze piszesz ;]
    bardzo podoba mi się to jak do Twojego opowiadania wplatasz cytaty z piosenek .
    Czekam z niecierpliwością na kolejny i życze weny ;]
    ~Anka

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy