piątek, 14 czerwca 2013

Jedenasty

Najsilniejszym sekretem jest prawda, do której sądziłaś, że nigdy się nie przyznasz. Raz wypowiedziana zmienia wszystko.



Żółty pojazd zatrzymał się z piskiem opon. Otwarła oczy, które sama nie wiedząc kiedy zamknęła. Spojrzała za okno, ale niewiele widziała zza przyciemnionych szyb. Na usta cisnęło się pytanie, ale nie miała ochoty wypowiedzieć go na głos. Nie zamierzała przerywać tej ciszy. Bała się odwrócić wzrok. Nie chciała napotkać jego spojrzenia. Spojrzenia, które wszystko zmieniało. Miała mieszane uczucia. Sama nie wiedziała dlaczego go tak traktuje. Równie dobrze mógłby ją zostawić już po ich pierwszym spotkaniu, ale on tego nie uczynił. Trwał przy niej jak powinni czynić to jej przyjaciele. Czyżby teraz ich miejsce zajął on? To nie było możliwe. Nigdy się nie przyjaźnili. Tak naprawdę nic między nimi nie było poza czystą nienawiścią. Nie mogła go za to winić. Nie mogła go winić też za to, że nieświadomie był obecny w jej życiu przez te trzy lata. Nie pamiętała o tym aż do dzisiaj. Do tego feralnego momentu, w którym to wspomnienie powróciło. Nie mogła, a jednak robiła to. Zrzuciła na niego winę za to, ze rozbudził w niej złudną nadzieję na polepszenie ich stosunków. Właściwie sama dokładnie nie wiedziała, na co wtedy liczyła. To był jeden moment, krótka chwila zapomnienia, w której na parę minut przestali grać w swoją codzienną grę. Właśnie wtedy przekonała się, że w tym chłopaku jest zalążek dobra, który nie miał okazji wykiełkować za sprawą wpajanych mu od najmłodszych lat ideałów rodziny Malfoy. Jego nazwisko było jego największym przekleństwem. Wraz z nim dostał ideologie wyznawane przez jego ojca, wraz z nim automatycznie musiał zostać poplecznikiem Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Było-Wymawiać. Od tego wrześniowego dnia nie było chwili, w której nie łudziłaby się, że kiedyś się zmieni. Taki moment jednak nigdy nie nastąpił. Nie doczekała jego przemiany. Myślała, że z dniem, w którym ukończyli Hogwart zapomni o nim. Tak się stało - zapomniała. Nawet różyczka, którą miała na szyi już go nie przypominała. Nie pamiętała skąd ją miała, ale wiedziała jedno – musiała ją mieć zawsze przy sobie. Tak podpowiadało jej serce, którego zawsze słuchała. Poprawiła nerwowo spódnicę i ukradkiem spojrzała na blondyna. Patrzył na nią z nieodgadniętym wyrazem twarzy. Zrobiła jeden głęboki wdech i otwarła usta chcąc coś powiedzieć, ale żadne słowo nie wydobyło się z jej gardła. Jemu nie były potrzebne jej słowa. Wiedział, o co zamierzała go zapytać. Znał ją. Nie lubiła zagadek, nieprzewidzianych sytuacji. Wszystko musiało być pod kontrolą Jej kontrolą.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę na obiad – wskazał ręką jakiś budynek widniejący za szybą. Nie potrafiła jednak dostrzec miejsca gdzie są. Słońce ją oślepiało – jeśli chcesz możesz pójść ze mną, a jeśli nie masz zamiaru jeść poczekaj tutaj, wrócę niedługo – zamilkł czekając na reakcję, która nie nastąpiła. Wpatrywała się tępo w przestrzeń za jego plecami. Chciała mu stanowczo odmówić. Kilkanaście minut bez niego byłoby zbawieniem. Czuła jak z każdą chwilą jakaś pętla na jej szyi się zaciska uniemożliwiając jej normalne oddychanie. Czuła się jak zamknięta w pułapce. W pułapce, z której nie mogła uciec, a w dodatku tkwiła w niej z nim. Jego obecność sprawiała, że czuła się nieswojo. Choć po części mu ufała. wiedziała, kogo ma przed sobą. Był nieprzewidywalny. Nie potrafiła stwierdzić na jaki pomysł jest w stanie wpaść. Nie potrafiła znaleźć racjonalnego rozwiązania swoich problemów w jego obecności. Jego obecność ją przytłaczała, przestrzeń wokół nich z każdą chwilą się pomniejszała. Chciała uciec.
- Nie jestem głodna – oświadczyła szorstko, ale jej ciało działało przeciw niej. W jej brzuchu coś zabulgotało tak, jakby jej organizm protestował. Na policzkach wykwitły delikatne rumieńce.
- Czyżby? – uśmiechnął się tryumfalnie. Choć nie wiedział dlaczego jest na niego zła miał sposób, aby powiedziała wszystko, co chciał wiedzieć. Drugim niezaprzeczalnym faktem było to, że rzeczywiście był głodny, w końcu było już dawno po porze lunchu. 
- Niech ci będzie – odpowiedziała wyrywając się z letargu. Wiedziała, że jeżeli zaraz nie wyjdzie z taksówki to naprawdę oszaleje. Potrzebowała większej przestrzeni. Znacznie większej.
- Panie przodem – uśmiechnął się szarmancko i otwarł kobiecie drzwi. Jakby nie patrzeć dżentelmenem był zawsze. Odkąd tylko pamiętał szanował kobiety. Tylko jeden jedyny raz dał się ponieść emocjom. Wyładował swoją złość na ojca i wszystkich dookoła na niewinnej dziewczynie. Żałował tego. Nie chciał być taki, jak jego ojciec. Wiele razy jeszcze jako dziecko widział jak jego własny ojciec bije matkę. Wyżywał się na niej za swoje niepowodzenia w trakcie misji powierzonych przez Voldemorta. 
- Dzięki – szepnęła prawie niedosłyszalnie wysiadając z auta. Stanęła na chodniku i spojrzała w górę – kurwa! – zaklęła siarczyście na widok napisu na szyldzie restauracji. To był jakiś koszmar. Czy wszystko sprzysięgło się przeciw niej? Dlaczego znów miejsce, które odwiedzają musi jej przypominać o tym przeklętym incydencie na balu w siódmej klasie? Czy wszystko musi się jej z tym kojarzyć? Na świecie jest tyle pięknych kwiatków, więc dlaczego tyle miejsc ma w nazwie akurat ten? Zdecydowanie znienawidziła róże. Musiała jednak przyznać, że restauracja ‘White Rose’ już z zewnątrz robiła na niej spore wrażenie, ale do cholery dlaczego róża?
- Granger, kobiecie nie przystoi przeklinać – upomniał ją, a na jego twarz wpełzł jeden z tych jego firmowych uśmieszków. 
- Pierdol się Malfoy! – krzyknęła i posłała mu mordercze spojrzenie, którego nie powstydziłby się rozwścieczony Hipogryf. Prychnęła pod nosem i założyła ręce na pierś jednocześnie postukując nerwowo obcasem o kostkę brukową. Spoglądał na nią w pełnym szoku. Nie miał pojęcia, o co jej chodzi. Przecież nic nie zrobił. 
- Nie zachowuj się jak rozkapryszone dziecko i racz ruszyć swoje zgrane cztery literki i w końcu wejść do środka. Nie zamierzam tolerować twoich fochów – w tym czasie podszedł do drzwi prowadzących do wejścia i trzymał je jedną ręką czekając aż kobieta wejdzie do środka – masz zamiar tu tak stać aż nastanie pora kolacji? Ja nie mam takiego zamiaru, ale jeśli chcesz to nie przeszkadzam – odwrócił się i wszedł do restauracji.
- Czekaj – krzyknęła i pobiegła w jego stronę. Przytrzymał drzwi nogą i przepuścił kobietę przed sobą. Po części miał rację. Zachowywała się jak dziecko, choć nim już nie była. Podszedł do kontuaru, za którym stał starszy pan z ogromnymi okularami na nosie. Po chwili szli już za nim w głąb pomieszczenia. Wskazał im stolik na zewnątrz i dziewczyna musiała przyznać, że w takim miejscu mogłaby jadać codziennie. Byli na środku Manhattan'u, a ogród przy restauracji wyglądał jak zakazany raj i już nawet rosnące krzaki białych róż jej nie przeszkadzały. Chwilę później przed nimi wylądowały karty dań. Nie czekając na dalsze obelgi pod względem jej zachowania otwarła menu i o mały włos nie spadła z krzesła. Ceny tych dań przekraczały kwotę, za którą ona potrafiła przeżyć przez cały tydzień jedząc trzy posiłki dziennie. Zastanawiała się czego tak właściwie się spodziewała przecież Malfoy to arystokrata. Jego skrytka w banku u Gringott’a jest pewne wypełniona złotem po brzegi. Dostał spadek po tatusiu, a i pewnie sam jeszcze dołożył swoje ‘parę groszy’ do rodzinnego majątku. Przebiegła wzrokiem listę potraw, które posiadali w ofercie i z wielkim bólem musiała stwierdzić, że większości z nich nie miała okazji nigdy spróbować i pewnie mieć już nie będzie. Już dawno pogodziła się z tym, kim była. Zawsze będzie tylko podrzędną szarą myszką w tym wielkim świecie biznesu. Jako dziecko marzyła o bogatym mężu, wielkim domu i kilkorgu dzieci. Z czasem jednak te marzenia stawały się coraz bardziej nierealne. Była ładna, ale co z tego? W Hogwarcie nie mogła liczyć na zbytnie zainteresowanie ze strony płci przeciwnej, pewnie ze względu na swoje pochodzenie albo fakt, że była najmądrzejszą uczennicą w szkole. Odstraszała od siebie potencjalnych chłopaków. W dniu ukończenia szkoły miała zaledwie siedemnaście lat, a już wtedy wiedziała, że kochający mąż i rodzina to odległe pragnienia, których nie spełni. Nikłe światełko pojawiło się w momencie, kiedy poznała Fernanda. Zapomniała o całym świecie. Wiązała z nim tyle planów, których nie spełniła. Wiązała z nim swoją przyszłość. Od tamtej pory przestała wierzyć, że w jej życiu jeszcze pojawi się szczęście. Była skazana na porażkę. Zaśmiała się gorzko zwracając na siebie uwagę blondyna, który spoglądał na nią znad spisu trunków oferowanych przez ów lokal. Nie przejęła się tym jednak. Kto by pomyślał, że najzdolniejsza uczennica swojego rocznika skończy jako zwykła mugolska dziwka? Wszyscy pokładali w niej ogromne nadzieje, rozpatrywali nad nią wizje ogromnej kariery, ale tak się nie stało. Widocznie jej pisany był inny los. Widocznie tak miało być. Z zamyślenia wyrwał ją głos Dracon’a. Ze wszystkich sił starała się zrozumieć, co mówił, ale nie potrafiła. Ujrzała obok nich dziewczynę z małym notesikiem i długopisem w ręce. Domyśliła się, o co chodzi. Wytężyła słuch i do jej uszu dotarły słowa, których sens mózg przetworzył.
- Poproszę  polędwiczki wieprzowe w sosie borowikowym z młodymi, pieczonymi ziemniaczkami i szpinakiem, a dla tej pani… - przerwał właściwie nie wiedząc, co powinien jej zamówić. Zerknął nad nią i widział konsternację na jej twarzy. W duchu śmiał się z tej sytuacji. Doskonale wiedział, o co chodzi. Przejmowała się ceną.
- Dla mnie będzie sałatka grecka – znalazła jedyne danie którego koszt zamykał się w dwudziestu dolarach.
- Granger – nachylił się nad nią – przestań przejmować się kosztami. Ja stawiam i nie powiesz mi, że masz ochotę na tą sałatkę, bo równie dobrze możesz dostać ją w większości knajp w Paryżu – posłała mu spojrzenie, które potrafiłoby zabić, ale niestety Dracon Malfoy był wyjątkowo odpornym osobnikiem. Tak twardym, że chyba nic nie mogło go unicestwić. Zwrócił się do kelnerki – poprosimy razy dwa i butelkę czerwonego wina – posłał jej czarujący uśmiech, a ona odeszła zaczerwieniona po same cebulki włosów. Patrzyła na oddalającą się kobietę, a złość ponownie w niej wezbrała.
- Przestań taki być! – krzyknęła, jednak na tyle cicho by nie wzbudzać zainteresowania w pozostałych zebranych osobach. 
- O co ci chodzi, co? – zadał jedno pytanie, które dręczyło go już od jakiegoś czasu. Zachowywała się dziwnie odkąd wyszli ze spotkania z Nathaniel'em. Nie miał zielonego pojęcia, o co ma do niego pretensje. Starał się zachowywać jak na porządnego obywatela przystało. 
- Dobrze wiesz – syknęła odwracając głowę jakby nagle otoczenie ją zainteresowało. Wiedział, że to gra. Obserwował ją cały czas i już dawno zdążyła ze wszystkim się zapoznać. Taka już była jej natura. Musiała wszystko wiedzieć i kontrolować. Po prostu wszystko. 
- Myślisz, że gdybym wiedział, to bym o to pytał? Kurwa Granger! Od paru godzin stroisz jakieś dziwne fochy i ja mam wiedzieć dlaczego – jego nerwy puściły, a pokłady cierpliwości, w które zawsze był uzbrojony, w jej obecności zniknęły. 
- Przestanę się obrażać, kiedy taki nie będziesz – szepnęła. Zaczęła się bać. Zdała sobie sprawę, że przegięła. Jego wybuch złości uświadomił jej, z kim ma do czynienia. Wiedziała jednak, że dopóki są otoczeni przez ludzi, jest bezpieczna. Nic nie mógł jej zrobić. 
- Taki, to znaczy jaki? – potarł ręką skronie i głęboko westchnął. Ta kobieta wyzwalała w nim naprawdę dziwne uczucia. Czasem miał ochotę ją zostawić i uciec gdzie pieprz rośnie, ale jakiś głos w środku mówił mu, że nie może. Wiedział, że oprócz niego nie miała nikogo. Nie mógł tego zrobić przez wzgląd na to, jak wiele zła jej wyrządził. Czuł się winny, choć tak naprawdę nie on ją w to wplątał, ale to się teraz nie liczyło. Najważniejsze było, aby wyrzuty sumienia zniknęły. Próbował być miły, choć to nie było łatwe, ale to chyba nie wystarczało. 
- Taki inny niż zazwyczaj – ich oczy się spotkały i zapadła chwilowa cisza. Każe z nich próbowało odgadnąć to, co myśli to drugie. Oczy były zwierciadłem duszy, były jak otwarta księga. Patrzyła w błękit, który oglądała już tyle razy, ale nigdy nie potrafiła znaleźć w nim czegokolwiek innego niż nienawiści i pycha. Dziś tego tam nie było. Odeszło w zapomnienie. Nie grał. Nie udawał. Czyżby był sobą? Patrzył w jej brązowe tęczówki, w których kiedyś nieustannie gościły ciepłe iskierki szczęścia i radości. Dziś ich tam nie było. Odeszły w zapomnienie. Teraz widział zmęczenie i strach przed tym, co przyniesie przyszłość. Tą magiczną chwilę przerwało nadejście wysokiej blondynki z tacą, na której stało ich jedzenie. Położyła je przed nimi i postawiła butelkę wina na stole po czym odeszła.
- Ludzie się zmieniają, wiesz? – pytanie retoryczne. Zmienił się. Czuł to. Zresztą nigdy nie był sobą. 
- Nieprawda – zaprzeczyła. Nie wierzyła w jego zmianę. Każdego innego człowieka, ale nie jego. Nie byłby zdolny do jakichkolwiek ludzkich uczuć. Dla niej na zawsze pozostanie największym dupkiem, jakiego znała z wyjątkiem Fernanda, który wpakował ją w to bagno, którym jest aktualnie jej życie.
- Masz rację. ‘Ludzie się nie zmieniają, ale zmieniają to jak ukazują siebie innym’* – zszokował ją prawdziwością tych słów. Musiała przez chwilę się zastanowić nad ich sensem. Miał rację. Nie znała go. Poznała tylko jego maskę a nigdy nie jego wnętrze. Byli do siebie podobni bardziej niż jej by się mogło wydawać. Oboje udawali kogoś, kim nie byli. Mieli tylko różne motywy. 
- Dlaczego to robisz? – wolała porzucić poprzednią kwestię. Nie chciała pokazać, jakie wrażenie wywarły na niej tamte słowa. 
- Po prostu czuję, że muszę, że jestem ci to winien – nie zdążył się ugryźć w język. Znała już motyw. Czuł się winny. Tylko dlatego się z nią zadawał. Robił to po to, by poczuć się lepiej. Nagle dopadło ją przygnębienie. Kolejne złudne nadzieje odpłynęły, a ona nie potrafiła sobie wybaczyć swojej naiwności. Gdzieś w głębi znała odpowiedź na to pytanie, ale łudziła się, że jest inna niż ta, którą usłyszała. Niestety nie była. Czyli to wszystko zniknie wraz z jego uspokojonym sumieniem? Tak naprawdę miała gdzieś fakt, że zabraknie tego wszystkiego, tego innego świata, który poznawała. Najważniejsze było to, że zabraknie jedynej osoby, na której mogła polegać. Pokręciła głową z niedowierzaniem. Sama nie wierzyła we własne myśli. Będzie jej brakować największego wroga. Spuściła głowę. Nie chciała patrzeć w jego oczy. Bała się tego, co mogłaby tam odczytać. Chwyciła widelec i zaczęła nim dłubać w potrawie. Po chwili i on zrobił to samo. Po jej zachowaniu wywnioskował, że ją zranił. Nie chciał tego. Domyślał się, o co mogło chodzić. Była taka przewidywalna. Choć to wszystko wydawało mu się nad wyraz dziwne, te ich spotkania coś mu dawały. Widział w niej człowieka pokonanego przez życie. Znalazł w niej zupełnie inną Hermionę niż tę, którą znał w szkole. Zaskakiwała go mimo wszystko i wiedział, że tak szybko nie da jej spokoju. Polubił ją. Takie to dziwne - pomyślał. Zadaję się ze szlamą i to mi nie przeszkadza. Świat oszalał. To jednak nie było dziwne. Tym światem od zawsze kierowały dziwne uczucia. Tutaj zawsze miały miejsce dziwne wydarzenia. Wreszcie uświadomił sobie, że chęć niesienia pomocy, którą zwalał na wyrzuty sumienia miała zupełnie inne podłoże. Chciał jej pomóc, bo miała tylko jego, a co było dziwniejsze - on również miał tylko ją. Jego własne myśli wydały mu się tak śmieszne, że parsknął cicho pod nosem, ale ona tego nie zauważyła nadal zawzięcie dłubiać widelcem w kawałku polędwiczki. Patrzył na nią cały czas, nie przestał nawet na moment. Jego uwagę przykuł naszyjnik, który miała na sobie. Wiedział, że miał dla niej wartość sentymentalną – miała go na sobie zawsze, gdy się widzieli.
- Skąd go masz? – spytał prosto z mostu. Spojrzała na niego zdziwiona nie rozumiejąc, o co chodzi. Wskazał ręką na jej biżuterię, a w niej wezbrała nagła złość. Nie miał prawa pytać. Nie miał już prawa wiedzieć czegokolwiek. O niej i jej życiu.
- Nie twój interes – warknęła mierząc go ostrym spojrzeniem. 
- Ma jakieś znaczenie? – puścił jej uwagę mimo uszu. Jest Malfoy’em ,a oni zawsze dostają to czego chcą.
- Nie ma – rzuciła szybko, za szybko. Uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafił. Wysunął różdżkę z kieszeni i jednym ruchem ręki sprawił, że jej ozdoba zniknęła w taki sposób, że nawet nie poczuła jej braku.
- Doprawdy? A co byś powiedziała gdybyś ją zgubiła albo ktoś by ją ukradł? – przyglądała mu się ze zdziwieniem i odrazą. Znów był tą samą osobą, którą znała. Był tą osobą, której nienawidziła.
- Nie masz prawa Malfoy! – krzyknęła.
- Pamiętaj, kim jestem – czuł, że przesadza, ale dla niego nie liczyły się środki, a efekty. Musiał poznać prawdę, której ona nie chciała mu wyjawić.
- Nienawidzę cię! – gwałtownie wstała od stołu i udała się w kierunku wyjścia nie chcąc budzić wielkiej ciekawości wśród zebranych w restauracji. W jej oczach czaiły się łzy. Łzy bólu i rozczarowania. Po raz kolejny jej nadzieje okazały się błędne. Serce zderzyło się z rozumem. W tej walce wygrała prawda. Od zawsze taka sama i niezmienna. On też tak uczynił. Wyszedł za nią wcześniej płacąc rachunek. Opierała się o ścianę zaraz koło wyjścia i płakała. Palące wyrzuty sumienia znów go dopadły. Nie miał prawa. Nie teraz, kiedy wiedział jak wygląda jej życie. Musiał ją chronić. Musiał odkupić swoje winy – by uciszyć sumienie. Tylko po to! 
- Przepraszam – szepnął kiedy znalazł się tuż obok niej. Chwycił jej dłoń i rozchylił palce. Położył na niej wisiorek, a zaraz potem ją zacisnął. Spojrzała na niego załzawiona. Czyżby ta walka okazała się zupełnie inna niż poprzednie? Czyżby tym razem wygrać miało serce, które  mówiło, że jest w nim odrobina dobroci? Niemożliwe. Wiedział, że prędzej czy później dowie  się, dlaczego ten przeklęty element biżuterii jest tak ważny. Osiągał to, czego chciał. Zawsze. Tym razem trzeba jednak użyć innych metod i środków, bo i cel był inny. Pociągnął ją za rękę, a ona zszokowana dała się prowadzić.
- Gdzie właściwie idziemy? – spytała bacznie rozglądając się na boki. Nie miała pojęcia gdzie jest i dokąd zmierza.
- Zaraz zobaczysz – uśmiechnął się tajemniczo i przyspieszył kroku – Granger, a co stało się z twoją  futrzaną kulką, którą tak uwielbiałaś w szkole? – nie chciał, aby zadawała pytania więc wolał ją czymś  zająć. 
- Masz na myśli Krzywołapka? – pokiwał głową  na znak zgody – nic – wzruszyła ramionami – mieszka u rodziców. Fernando nie  lubił zwierząt – w tej chwili wezbrała w nim nieopisana złość. Wiedział, że gdyby ten facet stanął mu teraz na drodze  nie uszedłby z życiem. Bez wahania strzeliłby w niego Avadą. Zabrał jej wszystko, co kochała i wpakował w największe bagno.
- Jesteśmy – rozpromienił się widząc budynek, przed którym stoją i nie czekając  na reakcję dziewczyny wszedł do środka, a ona podążyła za nim. Podszedł do recepcji i zaczął rozmowę z kobietą, która stała po drugiej stronie  lady. Nie miała czasu żeby się rozglądać, ale  jej wzrok padł na napis  usytuowany  pod blatem. 
- Malfoy – szarpnęła jego skrawkiem koszuli tak, jak małe dziecko, które chce zwrócić na siebie uwagę – czyś ty oszalał? – zignorował ją.
- Dziękuję – rzekł do blondynki ubranej w zielony uniform i odebrał od niej klucz do pokoju. 
- Malfoy! – powtórzyła, ale głośniej tak, by mieć pewność, że  ją usłyszał – jesteś świadom gdzie  jesteśmy? – tragizowała jak na nią przystało, ale w tym wypadku  miała rację. Hotele ‘DM’ były najdroższymi na świecie
- Doskonale  wiem – pewność w jego głosie dokładnie to potwierdzała – w hotelu ‘DM’, czyż nie?
- Przecież to najdroższy  hotel na świecie!  Mieszczący się w Londynie, Tokio, Hong-Kongu, Sydney, Dubaju, Rio de Janeiro, Seulu i tutaj!
- A teraz także i na Hawajach – rzucił od niechcenia. Dokładnie wiedział gdzie są. To miejsce nie było dla niego żadnym zaskoczeniem.
- Skąd wiesz? 
- Granger gdybyś słuchała, o czym rozmawiałem z Nate'm to byś wiedziała  skąd o tym wiem. Podpisałem z jego firmą kontrakt, który ma umożliwić rozpoczęcie budowy kolejnego hotelu. 
- Nate jest właścicielem? – krzyknęła olśniona swoim nagłym oświeceniem. 
- A powiadają, że jesteś inteligentna – nie zatrzymał się ani na chwilę. Kierował się do windy, która miała  ich zawieźć do odpowiedniego pokoju. 
- Co masz na myśli? – próbowała zrównać z nim kroku, ale to nie było łatwe  kiedy hotelowa  posadzka była tak śliska, że ledwo potrafiła ustać na cieniutkich piętnastocentymetrowych szpilkach. 
- Rozszyfruj nazwę, a sama się dowiesz – jak to ma rozszyfrować nazwę? Przecież jest jasna – DM. Stanęła jak wryta i nie mogła uwierzyć.
- Dracon Malfoy – szepnęła po cichu, ale on doskonale  słyszał. To niemożliwe – nigdy nie  mówiłeś, że jesteś właścicielem  jakiegokolwiek hotelu – ruszyła dalej, a po chwili stanęła obok niego. Wcisnął guzik i czekał aż wejdą do wnętrza windy. 
- A pytałaś? 
- Jak to się stało? – odpowiedziała pytaniem na jego pytanie nie chcąc się przyznać, że chłopak miał rację. Nie spytała ani razu. 
- Poprzedni właściciel czuł się zbyt ważny na swoim stanowisku i zapomniał, o co chodzi w tym interesie. Jego firma była bliska bankructwa. Wykupiłem ją dosłownie za grosze  i odremontowałem wszystkie budynki – tak, aby każdy widział w nich zmiany, jakie  wprowadziłem – usłyszeli cichą melodyjkę, która oznajmiła, że metalowa puszka  jak niektórzy zwą to mugolskie urządzenie,  jest już na miejscu. Drzwi się rozsunęły, a oni weszli do środka. Nie zadawała więcej pytań próbując przyswoić  sobie to, co przed chwilą usłyszała. 

Nie byłoby plotek bez sekretów, 
możesz odważyć się wyjawić swoje sekrety tylko po to żeby,
ktoś wykorzystał je przeciw tobie, 
albo czyjeś sekrety mogą dotyczyć ciebie w nieoczekiwany sposób. 
Niektórych sekretów nie jesteś w stanie utrzymać ze szczęścia. 
Inne wychodzą na powierzchnię tylko po to, 
żeby zostały pogrzebane jeszcze głębiej niż wcześniej. 
Ale najsilniejszym sekretem jest prawda, 
do której sądziłaś, że nigdy się nie przyznasz. 
Raz wypowiedziana zmienia wszystko.**

***

* cytat usłyszany od najważniejszej kiedyś dla mnie osoby. W dniu, w którym publikowałam ten rozdział sądziłam, że miał rację. Dziś już wiem, że nie. 
**GossipGirl S02E05

Przepraszam także za pojawiające się w tekście przekleństwa. Są częścią tego opowiadania więc ich nie zmieniłam przy poprawkach wprowadzanych przed ponowną publikacją.

7 komentarzy:

  1. Skomentowalas Ty, skomentuje i ja :)
    Podoba mi sie taka niegrzeczna Hermiona.
    Sa w Nowym Jorku - i tu uśmiech mi sie powiększył bo kocham NJ.
    Tak żem czuła, że 'DM' bedzie oznaczało Draco Malfoy :)
    Dziekuje za kolejny rozdział ;*
    Pozdrawiam... i sciskam... też :)
    'Ellir

    OdpowiedzUsuń
  2. cudownie piszesz! :)
    naprawdę, mega szacunek! sposób w jaki opisujesz uczucia i emocje.. mam ciarki na całym ciele ;)
    czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  3. jak zwykle bosko, coraz więcej rzeczy się wyjasnia, cieszę się i czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  4. myślę, że dzięki tym przekleństwa emocje są bardziej namacalne, także nie masz co przepraszać, przynajmniej mnie. Draco właściciel sieci hoteli? interesujące, nie spodziewałabym się tego :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że Twoja historia jest oryginalna. Brawo za to, że umiesz ciekawie i prawdziwie opisywać i wydarzenia i dialogi. Czekam na dalsze.
    Scatty

    OdpowiedzUsuń
  6. Jedno słowo : CUDO !!! Twoja historia jest oryginalna, a emocje w niej zawarte do tylko dopełnienie.. Czekam na kolejny 12 roździał!
    Weny, i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy