piątek, 7 czerwca 2013

Dziewiąty

Czyżby prawda była czymś tak kompromitującym, że trzeba ją mówić wrogom zamiast przyjaciołom?


Przekręciła kluczyk w zamku, nacisnęła klamkę i przekroczyła próg. Weszła do domu zamykając za sobą drzwi. Usłyszała silnik oddalającego się auta i odetchnęła z ulgą. Zapaliła światło i udała się do kuchni. Z szafki wyjęła kryształowy kieliszek a z lodówki schłodzone wino. Nalała prawie do pełna i zabierając ze sobą szklane naczyńko wspięła się po schodach. W sypialni zrzuciła z siebie ciuchy i w samej bieliźnie udała się do łazienki. Odkręciła kurek z ciepłą wodą, która zaczęła wlewać się do wanny. W tej chwili właśnie tego potrzebowała - gorącej kąpieli. Nie miała ochoty na prysznic. Potrzebowała odprężenia, zapomnienia o kilku ostatnich godzinach. Przymknęła oczy, a w jej umyśle zaczęły się pojawiać obrazy, w których przewijał się dzisiejszy wieczór i parę wcześniejszych spędzonych w towarzystwie ślizgona. Miała sobie za złe słowa, które padły z jej ust. Nie chciała obnażać przed nim swojej duszy, a jednak stało się. Wiedział o niej wszystko. Liczyła na to, że teraz da jej święty spokój i zapomni o tym, czego się dowiedział. Ona chciała zrobić to samo. Chciała wyciąć ze wspomnień te parę momentów, w których za sprawą jego obecności nie czuła się samotna. W jej uszach wciąż brzmiały słowa wypowiedziane przez Dracon’a.

Wpatrzona w nocny krajobraz za oknem ani raz nie spojrzała na mężczyznę prowadzącego pojazd. Chciała jak najszybciej od niego uciec. Irytował ją swoją tajemniczością. On wiedział o niej wszystko, ona o nim nic. Miała tego dość. Odwróciła się w jego stronę i śmiało wbiła w niego swoje oczy czekając na jakąś reakcję z jego strony. On jednak uparcie wpatrywał się w ulicę. 
- Powiesz mi, po co to zrobiłeś? – spytała przerywając ciszę, która panowała między nimi. Ich spotkania nie należały do normalnych. Albo milczeli albo ona opowiadała o swoim życiu. 
- Zrobiłem co? – nawet w tej chwili nie zerknął na nią znad kierownicy. Jego oczy wciąż stanowczo trzymały się jezdni.
- Po co załatwiłeś mi wolne? – wyrzuciła z siebie kilka słów, które zaprzątały jej głowę już od ponad godziny. Chciała znać odpowiedź na pytanie, ale nie liczyła na to, że ją usłyszy. W końcu to Dracon Malfoy. To zawsze on dostaje to, czego chce nie dając tego innym. 
- Ja bym tego tak nie nazwał, ale skoro chcesz. Miałem taki kaprys i już. Zadowolona? – spojrzał na nią na parę sekund i szybko odwrócił głowę. To nie była prawda, ale ona nie musiała o tym wiedzieć. Zrobił to przez dręczące go wyrzuty sumienia.
- No tak. Draco Malfoy zawsze dostaje to, czego chce. Nienawidzę cię za to ty rozpieszczony zidiociały kretynie! – krzyknęła zirytowana. Miała go serdecznie dość, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, prawdziwy i szczery, który nie widniał na niej już dawno – z czego się śmiejesz? – krew w jej żyłach wrzała, a jego rozbawienie rosło. Zupełnie jak w szkole - przemknęło mu przez myśl. Po chwili zaczął chichotać, a ów chichot przerodził się w donośny śmiech, który echem krążył po całym samochodzie doprowadzając ją do prawdziwej furii. Próbując go zdusić wydała z siebie tylko głośne prychnięcie i urażona odwróciła głowę. Po paru minutach znów zapadło milczenie. 
- Malfoy? – chwyciła się ostatniej deski ratunku siląc się na miły ton. Miała nadzieję, że tak otrzyma to, czego chce. Po raz kolejny dopnie swego.
- Czego Granger? – widziała, że próbował coś wypatrzyć za szybą przed nimi, ale nie miała pojęcia czego szukał. Łudziła się też, że dzięki jego skupieniu będzie na tyle nieuważny, że odpowie jej na to pytanie.
- Jak załatwiłeś ten urlop? – szepnęła prawie niedosłyszalnie, ale na tyle głośno by usłyszał. Nie myliła się, usłyszał.
- Boże Granger! Czy ty zawsze musisz zadawać tyle pytań? Choć raz nie mogłabyś siedzieć cicho? - spojrzał na nią gniewnie, ale jego złość zaraz opadła jak za dotknięciem różdżki – dobrze. Skoro musisz wiedzieć. Po prostu zapłaciłem – jego głos przepełniał spokój i opanowanie. Swoistego rodzaju zrezygnowanie. Nie chciał tego mówić. Nie chciał aby wiedziała, że zrobił dla niej coś dobrego. 
- Jak to zapłaciłeś? Ty chyba nie zamierzasz? – te słowa nie mogły przejść jej przez gardło. W oczach czaił się strach, przerażenie i łzy, a głos zaczynał się łamać. 
- Boże Granger! Nie mogłaś po prostu siedzieć cicho? Trzeba było uznać, że masz czas wolny, z którym zrobisz, co chcesz i się niczym nie przejmować? Nie ty zawsze musisz coś mówić. Nigdy się nie zmienisz – westchnął przeciągle. Choć raz chciał zrobić coś dobrego dla niej. Chciał jej odpłacić te siedem lat obelg w Hogwarcie, a ona wszystko zepsuła. Tym, co zrobił przede wszystkim jednak chciał uciszyć wewnętrzny głos, który podpowiadał mu, że tak trzeba. Myślał, że kiedy jej pomoże on zniknie. Tego na razie się trzymał.  
- Przepraszam

Zakręciła wodę w kranie i weszła do wanny. Nie mogła uwierzyć w jego słowa. Nie chciała wierzyć w jego szczere intencje, choć już parę razy udowodnił jej, że nie jest tamtym chłopakiem. Nadal uważała go za drania i arystokratycznego władcę świata. Nie mogła zrozumieć, że naprawdę się zmienił. To było dla niej za wiele. Przymknęła powieki wciągając przyjemny zapach płynu do kąpieli. Odprężyła się odrobinę zamykając swój umysł na wszelkie myśli, które chciały się do niego dostać. Potrzebowała teraz próżni w środku, aby poukładać całe swoje życie. Kiedy woda zdążyła już się oziębić wyszła z niej owijając się miękkim puchowym ręcznikiem. Weszła z powrotem do sypialnie gdzie założyła na siebie krótkie szorty i koszulkę. Nie miała w zwyczaju sypiać w satynowych koszulkach nocnych czy piżamach. Stawiała na wygodę - zawsze. Zresztą nikt jej i tak nigdy nie widział. Nie obchodziło ją jak wygląda. Robiła wszystko, by być zupełnym przeciwieństwem swojej drugiej natury. Za wszelką cenę chciała to wszystko z siebie wymazać. Chciała zmyć z siebie swoje winy. Wśliznęła się do łóżka i kładąc głowę na poduszkę zasnęła po raz pierwszy spokojnie. Po raz pierwszy bez łez, a przede wszystkim po raz pierwszy w nocy, jak normalni ludzie. 


~*~


Otwarła oczy, kiedy na jej skórę zaczęły świecić pierwsze promyki słońca. Przeciągnęła się a na jej twarzy gościł szeroki uśmiech. Spojrzała na zegarek i z niedowierzaniem stwierdziła, że południe już dawno minęło. Nie potrafiła uwierzyć, że przespała tyle czasu, ale z ulgą stwierdziła, że się wyspała. Od bardzo dawna nie czuła się tak dobrze jak dziś. Czuła się jakby wszystkie troski i zmartwienia odeszły wraz z nocą, a ona powitała nowy, lepszy dzień. Poranną sielankę przerwały jej głosy, które dochodziły z dołu. Była pewna, że zamknęła wczoraj drzwi. Przeraziła się nie na żarty. Czym prędzej wyskoczyła z pościeli i podbiegła do szafki, z której wyjęła różdżkę. Przyjrzała się jej dokładnie. Tak dawno jej nie widziała. Od tak dawna spoczywała w tej szufladzie, nieużywana. To jednak była jej jedyna obrona. Nie miała pojęcia, kim jest osoba myszkująca w jej domu. Jeśli była mugolem mogła być spokojna, nikt sobie nie poradzi w starciu z magią. Jeśli jednak osoba była członkiem społeczności czarodziejskiej miała większe kłopoty niż mogłoby się jej zdawać. Schodząc w dół po schodach, najciszej jak tylko mogła, usilnie starała się sobie przypomnieć wszystkie zaklęcia obronne, jakie znała. Z ulgą przyznała, że nie zapomniała niczego, czego nauczyła się w Hogwarcie. Na palcach skradała się w stronę kuchni i gdy stanęła już w progu wymierzyła różdżkę prosto w plecy przeciwnika.
- Nie ruszaj się! – krzyknęła i usłyszała odgłos tłuczonego szkła. Spojrzała na podłogę gdzie aktualnie znajdował się jeden z jej talerzy roztrzaskany w drobny mak. Intruz odwrócił się do niej przodem i jakież było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła, kim jest ów osobnik. 
- Granger czy ty mierzysz we mnie różdżką? – na jego twarzy malował się ironiczny uśmiech, a ona spojrzała na patyk dzierżony w dłoni. Miał rację. Kiedyś nie wpadłaby na pomysł, aby wyjąć ją z miejsca, w którym starała się ją ukryć, ale po wczorajszej rozmowie z blondynem czuła się lżejsza. Czuła się jakby ogromny ciężar spadł z jej barków. Czuła się inaczej.
- Tak jakoś wyszło – posłała mu nikły uśmiech i opuściła narzędzie, którym  zamierzała zaatakować włamywacza. Po chwili różdżka znów wróciła do poziomu, a w jej umyśle zakwitła myśl, że to jest jej dom, w którym arystokrata znalazł się nie z jej zaproszenia – co tu robisz? – przyglądała mu się uważnie, ale jego postawa nie wyrażała żadnych emocji. Jak w szkole przemknęło jej przez myśl. Znów był dla niej tym samym człowiekiem, który nie okazywał uczuć. 
- Śniadanie? – odpowiedział jej pytaniem na pytanie i spojrzał na zegarek – ale teraz to chyba powinienem zrobić już obiad – roześmiał się widząc jej zszokowaną minę. Wyglądała uroczo. Znów poczuł tą dziwną chęć zaopiekowania się nią. Dziś chciał zapewnić jej bezpieczeństwa, a kiedyś marzył by umarła, zniknęła z tego świata. Kiedyś byli wrogami, ale dzisiaj już nimi nie są. Nie uważał jej za swojego wroga. Litował się nad nią nie wiedząc, dlaczego. Nie była jedyną szlamą jaką znał, a w stosunku do nikogo innego nie żywił takich uczuć. 
- Jak to robisz śniadanie? Malfoy czy ciebie już do końca pogięło? Najpierw załatwiasz mi urlop, a teraz szykujesz śniadanie? Co ty knujesz? – spojrzała na niego podejrzliwie.
- Nic, zupełnie nic. A teraz masz i jedz – podał jej talerz, na którym leżały tosty, usmażona jajecznica i kawałki boczku. Jej spojrzenie pełne zdziwienia i jego wyrażające absolutny brak przyjęcia jakiegokolwiek sprzeciwu.
- Ty naprawdę myślisz, że ja to zjem? Wiesz ile to ma kalorii?
- Doskonale o tym wiem. Przyda ci się trochę tłuszczu – na siłę wcisnął jej posiłek i usadził przy stole bacznie przyglądając się czy cokolwiek przeżuwa. Zachowywał się jak nadopiekuńczy ojciec mieszkający samotnie z nastolatką, która pod presją koleżanek przestała jeść. Każda jej próba ucieczki kończyła się widelcem wepchniętym na siłę do ust. Kiedy ostatni kęs zniknął z talerza, Malfoy uśmiechnął się z satysfakcją. Po raz kolejny dopiął swego. Odstawił naczynie do zlewu. Przyglądała mu się z zaciekawieniem. Cała ta sytuacja wydawała jej się nierealna. Nie potrafiła go zrozumieć. Tak nagle zaczął się przejmować jej losem? Coś jej tutaj nie pasowało.
- Skoro już wepchnąłeś we mnie tę bombę kaloryczną mogę wiedzieć, po co naprawdę tu przyszedłeś? Nie uwierzę w bajkę o tym, że przejmujesz się moim żołądkiem. 
- Granger, Granger, Granger. Miałem wrażenie, że problem nadmiernej ilości twoich pytań mamy już za sobą, ale widzę, że niestety nie. Potrzebuję cię na parę godzin, a potem znów możesz cieszyć się swoim domowym azylem.
- Ty potrzebujesz mnie? Świat się skończył! – zaczynał się irytować. Jej ciekawość doprowadzała go do szału. Spoglądał na nią gniewnie, a ona po prostu stała na środku kuchni śmiejąc się wniebogłosy.
- Chociaż w sumie masz rację. Spożytkujemy ten czas w milszy sposób – w kilka sekund znalazł się niebezpiecznie blisko niej, a jej śmiech ucichł.
- Co masz na myśli? – wydusiła z siebie z przerażeniem, które nagle w niej wezbrało. Stała prawie stykając się nosami ze swoim dawnym wrogiem. Nie wiedziała, do czego mógł się posunąć, ale była pewna jednego – nie mogła mu ufać. 
- Spójrz na siebie – spojrzała i już wiedziała. Spodenki nawet niezakrywające pośladków i przyduży T-shirt. Zaczęła się cofać, ale szybko napotkała na zimną powierzchnię tuż za swoimi plecami. Sytuacja lubi się powtarzać, czyż nie? Schemat podobny do tego, który miał miejsce na ich pierwszym spotkaniu – ale na to znajdziemy czas innym razem. Przebierz się – rzucił w jej stronę ciuchami, które ledwo udało jej się złapać. 
- Co to?
- Kazałem ci się przebrać, a nie zadawać pytania! – krzyknął zdenerwowany. Ta dziewczyna naprawdę doprowadzała go do furii. Nie chciał wybuchnąć. Był zdenerwowany na cały świat za to, że los sprawił, że jej potrzebuje. Nie miał nikogo pod ręką, ale z drugiej strony przecież i tak zapłacił za jej ‘wakacje od pracy’.
- To mój dom i to ja decyduję, co będę robić – odbiła pałeczkę posyłając mu triumfujące spojrzenie. 
- Musisz mi pomóc – szepnął błagalnie ukrywając swoją złość. Poznał ją na tyle, aby wiedzieć, że złością niczego nie wskóra. Łagodność i opanowanie to była dobra karta przetargowa w sprawach z dziewczyną.
- Dobrze – skierowała się na górę bez słowa. Posłusznie ubrała się w ciuchy, które dostała od blondyna i musiała przyznać, że miał gust. Biała bluzeczka z kołnierzykiem, a do tego czarna, ołówkowa spódnica zaczynająca się tuż pod biustem i kończąca parę centymetrów pod kolanem. Spojrzała na metkę i się przeraziła. Miała na sobie rzeczy z najnowszej kolekcji Louis’a Vuitton’a. Przejrzała się w lustrze. Instynktownie spięła włosy w wysoki kucyk tak, że tylko grzywka opadała jej na czoło. Cały strój dopełniła wysokimi obcasami. Pod kolor butów założyła też bransoletkę, a usta pomalowała krwistoczerwoną szminką. Wyglądała tak jakby szykowała się na jakieś służbowe spotkanie. Nie miała pojęcia, że tak jest w istocie. 


~*~


Chwycił jej rękę i wypowiedział zaklęcie. Poczuła niemiłe szarpnięcie w pępku. Od tak dawna nigdzie się nie teleportowała, że już zapomniała, jakie to nieprzyjemne uczucie. Nie protestowała, kiedy mężczyzna bez słowa wyjaśnienia po prostu wyprowadził ją z domu i pociągnął w stronę miejsca gdzie mogli niezauważenie przez mugoli użyć magii. Kiedy znów poczuła ziemię pod nogami otworzyła oczy, które mimowolnie zacisnęła podczas teleportacji. Nie miała zielonego pojęcia gdzie jest. Zrobiła parę kroków tak, że wyprzedziła blondyna. Wyszła z zaciemnionej uliczki, a jej oczom ukazały się ogromne szklane budynki. Nie wiedziała gdzie jest. Szklane, kilkudziesięciopiętrowe wieżowce rozpościerały się tuż przed nią. Na innych budynkach widziała kolorowe billboard’y, na których widniały znane osobowości świata mody. Żółte taksówki śmigały jej przed nosem, jedna po drugiej. Na pasach przechodziło setki ludzi, a na drogach kłębiły się samochody czekające na zielone światło. 
- Malfoy, gdzie właściwie jesteśmy? – rzuciła w stronę mężczyzny kiedy poczuła jego obecność. Niewątpliwie była oczarowana tym miejscem. Po raz pierwszy w życiu widziała coś takiego na własne oczy. Ogrom miasta przerażał ją, ale i zachwycał. Miała ochotę wsiąść do jednego z tych żółtych aut i zapuścić  się na przejażdżkę po mieście, w którym znalazła się za jego sprawą.
- W Nowym Jorku, Granger – pisnęła cicho. Nie mogła uwierzyć, że ją tutaj zabrał. Od dziecka marzyła, aby zwiedzić Amerykę, ale jej marzenie nigdy się nie spełniło. Zawsze wiele czytała na ten temat, ale nie miała pojęcia, że wszystko to, co opisywane w podręcznikach jest o stokroć inne w rzeczywistości. Patrząc na jej zafascynowanie miastem cieszył się w duchu, że choć raz nie będzie chciała ciskać w niego gromami. 
- A co właściwie mamy tutaj robić? – spytała gdy stali na chodniku czekając na swoją kolej, aby przejść na drugą stronę ulicy.
- Moja sekretarka złamała rękę ucząc się surfing’u na wakacjach, a ja pilnie potrzebuję obecności jakiejś ładnej kobiety.
- Czy ty właśnie powiedziałeś, że jestem ładna? – uniosła jedną brew, zupełnie tak, jak kiedyś on miał w zwyczaju. 
- Nie, ale jesteś kobietą. Ściślej ujmując jedyną, jaka przyszła mi na myśl, kiedy się dowiedziałem, że Aly nie da rady ze mną polecieć. Zresztą i tak mam prawo do twojej obecności przez następne trzy tygodnie, więc zacząłem od razu.
- A co ja mam robić?
- Nic Granger, zupełnie nic. Musisz po prostu tam siedzieć i seksownie wyglądać, aby to spotkanie potoczyło się tak, jak chcę – wyjął ze swojej aktówki jakiś czerwony zeszyt, który jej podał. Wspomnę tylko, że idealnie pasował jej do butów i dodatków, które miała na sobie. Nie zapominajmy też o jej aktualnym kolorze włosów. 
- Po co mi to dałeś? – obracała przedmiot w dłoniach przyglądając mu się uważnie.
- Rób notatki. Dasz radę. Byłaś w tym najlepsza także bez obaw – kiedy pokiwała głową, że podoła zadaniu pociągnął ją za rękę w kierunku chodnika po przeciwnej stronie – a teraz chodź.

4 komentarze:

  1. bosko, tego się nie spodziewałam, może Hermiona dostanie porządną pracę? i to dzięki Malfoyowi :) zadziwiasz mnie z każdym rozdziałem i zachowanie Malfoya też jest nieprzewidywalne; czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  2. zdecydowanie lubie tego Malfoya, fajnie że jest takim "przyjacielem", genialnie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Draco milosierny? Takie wydanie dodaje mu tylko jeszcze wiecej uroku - jesli to w ogole mozliwe.
    Hermiona znowu uzywa magii? - moze czas na powrot w wielkim stylu z Malfoy'em do kolekcji :)
    Wakacje-prezent od Malfoy'a sa przecudowne- gdy czytalam pierwsze dwa akapity, to zrobilo mi sie tak blogo :) W polaczeniu z przemysleniami Hermiony, sa perelka tego calego opowiadania! Co ty robisz, ze takie mistrzowskie pomysly Cie nachodza???
    A jeszcze ta koncoweczka <3 Za Vuitton'a powinni Cie ozlocic :D Nie mowiac juz o Nowym Yorku - uwielbiam to miasto. Ta para plus duet Draco&Hermiona mnie powalil na kolana, gdy sobie to wszystko wyobrazilam. Granger jakos mi tak pasuje do tej roli - a jej wyglad - mmmm *.* No i smaczku dodaly jeszcze te delikatne docinki Draco - lepszego piatku chyba nie moglam miec siedzac w domu :)
    Dzis historyczna data: po raz pierwszy mam sie do czego przyczepic - gdzies tam brakuje przecinka, ale kto przy TAKIM tekscie patrzy na przecinki? :D
    Slodkiej nocy!
    Ciocia Flo

    OdpowiedzUsuń
  4. Omg, ale słabizna o_O Nudą wieje na kilometr.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy