środa, 19 czerwca 2013

Dwunasty

Żaden błąd nie zdarza się bez powodu. Daje nam lekcje czegoś, czego w innym wypadku byśmy nie zrozumieli. 


Wcisnął guzik z numerkiem dziewięćdziesiąt osiem, a metalowe drzwi zamknęły się z charakterystycznym dla siebie odgłosem. Pomiędzy nimi zapadała głucha cisza, ale to chyba było już normalne, kiedy byli ze sobą. Dręczyła się pytaniem, które stale cisnęło się na usta, ale zaraz pojawiała się odpowiedź, której jej udzielił. Miał rację, ale ona nie śmiała pytać. Nie chciała. Bała się. Tak po prostu. Bala się tego, co mogłaby usłyszeć. Bała się poznawać go lepiej. Bała się tego, że mogłaby się do niego przywiązać. Nie chciała samotności, ale nie chciała też znów się do kogoś przywiązać. Zamknęła się na ludzi po to, by nie zostać po raz kolejny zranioną. Wiedziała, kim jest blondyn i wiedziała także, kim jest ona. Byli z dwóch różnych światów i choć tamten świat, w którym dorastali upadł, bo skazany był na klęskę, byli zupełnie inni od siebie. Wyznawali zupełnie inne wartości i mieli inne priorytety w życiu. Co więc jednak sprawiło, że pomimo swoich uprzedzeń ta dwójka zapałała do siebie swego rodzaju przywiązaniem? Tylko tak mogli to nazwać. Łączyła ich niewyjaśniona siła, która przyciągała ich do siebie. Ilekroć starali się ją ignorować, działała ze zdwojoną mocą. Nie byli w stanie się jej oprzeć. Powstała między nimi podczas ich pierwszego spotkania na balu dobroczynnym. To ona obudziła w Malfoy’u wyrzuty sumienia, a w niej na nowo nienawiść, którą do niego pałała, za wszystkie upokorzenia. To także ona sprawiła, że wszystkie ich wspomnienia powracają dając znak, że przeszłość nie odeszła. Przeszłość zawsze powraca, aby zmienić naszą przyszłość. Żadne z nich nie wiedziało, czym to wszystko się skończy i choć wmawiali sobie, że nie chcą swojego towarzystwa, prawda była zupełnie inna. Potrzebowali się nawzajem. Byli lekarstwem na własne problemy, a szczególnie jeden – samotność. On miał tylko kumpla ze szkoły, a ona nie miała nikogo. Czy siła, która spowodowała, że ta dwójka się spotkała jest przeznaczeniem? Być może. Czym innym mogłaby być, skoro w jej autodestrukcyjnej drodze ku przyszłości, w której zatraciła dawną siebie, ukazała boczne drzwi? Czym innym mogłaby być, że dzięki niej bratał się z człowiekiem, którym gardził przez te wszystkie lata? Nie mogłaby być niczym innym. Czyżby ich los od początku był zapisany w gwiazdach? Westchnęła. Czuła się winna. Tak nagle dostrzegła w nim człowieka, którego nigdy nie widziała albo próbowała sobie wmówić, że wcale tak nie jest, że to znów tylko gra pozorów. Wszystko się zmieniło. Nic nie było już takie jak kiedyś. Wiedziała, że oto nadszedł ten moment, w którym musi stawić czoła przeszłości i wyzbyć się demonów dręczących jej duszę. Musiała dać szansę - nie jemu, ale sobie. Była mu to winna. W końcu tylko on interesował się jej losem, podczas kiedy ważni ludzie zupełnie się od niej odcięli. Momentalnie w głowie pojawił się cichy głosik mówiący, że to nieprawda, ale zignorowała go. Wiedziała, że do niego wróci później. Teraz musi zająć się czymś innym. Teraz to ona musi wyciągnąć białą flagę i skończyć tą cholerną wojnę. Ich dziecięce ideały upadły już dawno temu. Oboje są dorośli i tak powinni się zachowywać. Voldemort nie żyje tak, jak i większość jego popleczników. Czas odbudować ten świat na nowo niie oglądając się w przeszłość. To było trudne zadanie, ale wiedziała, że podoła. Była Hermioną Granger. Nadszedł czas, aby stawić czoła rzeczywistości bez względu na to, jak bardzo odbiega od marzeń sprzed lat. Bez względu na to ile czai się w niej bólu i rozczarowań. Nadszedł czas, aby przestać chować głowę w piasek. Nieświadomie obudził w niej chęć do życia, do walki z samą sobą. Chciała przestać grać skrzywdzoną przez życie. To ona była kowalem własnego losu. Choć znajdowała się na dnie, z którego nie było ucieczki, znajdzie w sobie siłę, aby z piekła uczynić niebo na miarę możliwości. Gdzieś na wysokości siedemdziesiątego któregoś piętra uznała, że ma dość, że musi przerwać tą pieprzoną ciszę. Nie mogła już dłużej bić się z własnymi myślami. Miała dość. W jej głowie szalała wichura rozpędzonych przemyśleń, których nie potrafiła się pozbyć. 
- Dlaczego nic nie powiedziałeś? – znów zadała to samo pytanie, ale tym razem liczyła na inną odpowiedź. Szczerą.
- Bo nie pytałaś – zbył ją kilkoma słowami. W tej chwili nie miał ochoty rozmawiać, a przynajmniej nie na temat, który dotyczył go osobiście. Wiedział, z kim ma do czynienia i wiedział, że prędzej czy później Granger zapała rządzą wiedzy i będzie zmuszony albo ją zabić albo odpowiedzieć na jej pytania. Oczywiście pierwsza metoda nie wchodziła w grę, co więc mu innego pozostawało niż zignorowanie jej? On nie był przygotowany na całkowite uzewnętrznienie się przed kimś właściwie obcym. Bo kim tak naprawdę byli? Znali się prawie dziesięć lat, a mimo to byli dwójką ludzi, którzy nic o sobie nie wiedzą. Nie znali się wcale. Żadne z nich nigdy nie chciało poznać tego drugiego na własne życzenie. Wybudowali wokół siebie mur, w którym pozostawili otwarte drzwi dla ludzi, których chcieli przez niego przepuścić. Jednak nie siebie nawzajem. 
- A odpowiedziałbyś gdybym spytała? – patrzyła na niego swoimi brązowymi tęczówkami próbując odgadnąć o czym myśli. Jego oczy były zawsze zagadką, ale teraz było zupełnie inaczej. Były inne. Oczyszczone z całego zła, którego doświadczał, a mimo to nigdy nie widziała w nich szczęścia. Nie było go tam czy oznaczało to, że nie był szczęśliwy? Przecież miał wszystko - pieniądze, sławę, pozycję, więc czego więcej mógłby chcieć? Może po prostu doskwierała mu samotność? Zapewne, ale Hermiona nie mogła na to wpaść. To było niedorzeczne. Całkowicie nie do pojęcia. Malfoy, któremu brakowałoby ciepła drugiej osoby? Przecież Malfoy i miłość to przeciwieństwa. Takie jak ogień i lód albo niebo i piekło. 
- Całkiem możliwe – odetchnął z ulgą, kiedy w końcu winda zatrzymała się u kresu ich podróży. Wiedział, że choć na chwilę uwolni się spod jej czujnego spojrzenia. Coraz bardziej żałował tego wszystkiego. Był pewny jak to się skończy - będzie musiał odpowiedzieć na jej pytania tak, jak zrobiła to ona. Przeklinał siebie w duszy za swoje głupie pomysły i cholerne wyrzuty sumienia, które zawładnęły nim całym sprawiając, że stracił kontrolę. Podążył wzdłuż hotelowego korytarza do drzwi znajdujących się na jego drugim końcu, a ona szła za nim jak cień. Stanęli przed brązowymi drzwiami ze złotą klamką. Musiała przyznać, że wyglądały raczej jak wejście do schowka na miotły i inne środki czystości niż do luksusowego, hotelowego pokoju. Mężczyzna rozejrzał się na prawo i lewo upewniając, że nikt nie widzi i machnął różdżką szepcząc pod nosem alohomora. Nacisnął klamkę i wszedł do środka. Spodziewała się zobaczyć jakieś wnętrze, ale to, co ujrzała wymalowało na jej twarzy niemałe zdziwienie. Zamiast kanapy, telewizora, okna czy czegoś podobnego zobaczyła przed sobą schody wiodące na górę. Na dach? Nie, to głupie - pomyślała. Blondyn zaczął wspinać się po stopniach, więc i ona uczyniła to samo. Po parunastu sekundach stali u szczytu, przed kolejnymi drzwiami z tym wyjątkiem jednak, że te były misternie wykończone i o wiele większe. Nie zauważyła, aby korytarzyk się rozszerzał. Wzruszyła tylko ramionami i wśliznęła się przez uchył za chłopakiem. Odwróciła się na moment, aby przyjrzeć się industrialnym wykończeniom dębowych wrót, przez jakie właśnie przeszli, aby zaraz potem znów spojrzeć w drugą stronę. Stanęła jak spetryfikowana. Musiała zamrugać oczami, aby upewnić się, że nie śni. Zamiast hotelowego pokoju stała w dwupiętrowym apartamencie godnym największego króla. Spodziewała się luksusu i przepychu, ale to było dla niej za wiele. Tuż przed sobą na końcu korytarza widniały olbrzymie schody wiodące na wyższe piętro, zwieńczone balustradą, po której obu stronach zaczynały się stopnie wiodące w dół. Lekko skręcając kończyły się kawałek przed fontanną, z której tryskała woda. Zaraz za nią było przejście zapewne w głąb domu. Uniosła głowę do góry i ujrzała wysoki sufit mający może ze trzy albo cztery metry.  Pewnie był również i zakończeniem wyższej kondygnacji. Zerkał na nią z ukosa. Wiedział, że to wszystko będzie dla niej zupełnie nowe i nieznane i zapewne jak to miała w zwyczaju, będzie musiała wszystko dokładnie obejrzeć, więc dał jej moment, aby mogła się rozejrzeć. Kiedy uznał to za stosowne ruszył znów na schody, ona jednak nadal stała w miejscu, a właściwie to kręciła się w koło chcąc zobaczyć jak najwięcej.
- Łał – wyrwało jej się zanim zdążyła się powstrzymać. Nie chciała, aby wiedział, w jaki to wszystko wprawiło ją zachwyt. 
- Idziesz Granger? Jeszcze jest góra do obejrzenia – posłał jej nikły uśmiech i już był na pierwszym schodzie. Nie czekając ani chwili dłużej poszła jego śladami, a marmurowa posadzka echem odbijała stukot jej obcasów. Tak jak myślała – góra była zachwycająca, ale równie pięknie wykończona. Na długim korytarzu było kilka par drzwi, a po przeciwnej stronie schodów widziała szklaną ścianę, za którą znajdował się olbrzymi basen. W tej chwili wiedziała, że jej osądy o bogactwie jego rodziny nie są błędne. Nawet w najśmielszych snach nie sądziła, że kiedykolwiek będzie jej dane widzieć takie mieszkanie na własne oczy, a co dopiero zostać choć na jeden dzień. Uśmiechnęła się szeroko na myśl o kąpieli w tym basenie przy promieniach zachodzącego słońca albo o drinku z parasolką na leżaku pod gwiazdami. Może ten dzień nie okaże się jednak taką klapą? 
- Mieszkasz tutaj? –spytała patrząc uważnie na Dracona.
- Tylko wtedy, kiedy jestem tu w interesach, na co dzień mieszkam we Francji, ale równie często w Londynie, kiedy robię sobie wolne od pracy i odwiedzam matkę – odpowiedział zgodnie z prawdą. Faktycznie tak było. Uwielbiał to miejsce, ale nie kochał. Nawet największe luksusy były niczym w porównaniu z ciepłem domu rodzinnego. Bo teraz faktycznie w jego domu zagościł spokój i harmonia. Stało się tak, kiedy z jego wnętrza zniknął tyran ślepo zapatrzony w chore idee szaleńca dążącego do władzy nad światem – tutaj będzie twój pokój, a przynajmniej dzisiaj możesz tu spać – uśmiechnął się wskazując brązową dziurę w ścianie– gdybyś czegoś potrzebowała to tam mnie znajdziesz – pokazał na drzwi tuż obok jej ‘pokoju’ – czuj się jak u siebie. Rozejrzyj się jak chcesz – zniknął jej z oczu, a ona została sama na korytarzu czując nagle wzbierające w niej zmęczenie. Choć ten dzień jeszcze się nie skończył wiedziała, że zmieni wiele w jej dotychczasowym myśleniu. Niewiele więcej się zastanawiając ruszyła z powrotem na dół. Przeszła przez wrota za fontanną i ujrzała dużą salę, na której ścianach widniały najdroższe obrazy, a u sufitu wisiał ogromny kryształowy żyrandol. Domyśliła się, że to tutaj właśnie urządzane są największe imprezy biznesowe. Następnie odwiedziła kuchnię, która swoją wielkością przypominała połowę jej domu. Wyposażona była w najlepsze sprzęty i utrzymana w kolorach kremu i ciemnego brązu – tak, jak i większość apartamentu. Na dole mieściła się jeszcze malutka łazienka dla gości muszących skorzystać za potrzebą, ale niezatrzymujących się na noc, gabinet blondyna i biblioteka z regałami po sam sufit i upchanymi na nich różnymi księgami. Po dokładnym rozeznaniu się w dolnym piętrze wróciła na górę gdzie zajrzała do każdego z pokoi. Wiedziała, że wszystkie były dla gości poza tym jednym, w którym obecnie znajdował się arystokrata. Każdy z nich wyposażony był w osobną łazienkę z wielką wanną i prysznicem, w zależności od upodobań przybyszy. Weszła do ‘siebie’ i zrzuciła z nóg swoje buty. Niemiłosiernie bolały ją nogi, ale cóż się dziwić. Po chwili wyszła i ruszyła w kierunku ogromnej kanapy znajdującej się tuż przed szklaną ścianą. Usiadła na niej i podkurczyła nogi. Wpatrzyła się w krajobraz Nowego Jorku. Nie myślała nawet, że będzie mogła spędzić dzień w tym mieście, a tym bardziej, że zakończy go w takim miejscu i z tym mężczyzną. Życie jest jednak pełne niespodzianek. Obserwował ją już jakiś czas z ukrycia. Od dobrych kilkudziesięciu minut siedziała w tym samym miejscu, zdawała się stracić kontakt z rzeczywistością. Dzień już pomału chylił się ku końcowi, a świat powoli ogarniała ciemność. Pogrążona w swoich myślach zupełnie straciła poczucie czasu. Wpatrywała się w krajobraz rozpościerający się za oknem, a w ręku miała wisiorek, który przed chwilą zdjęła. Obok niej spoczywał drewniany patyczek używany przez czarodziei powszechnie wśród nich znany jako różdżka. Uśmiechnął się sam do siebie. Jeszcze parę tygodni temu, kiedy spotkał się z nią w jej pokoju wyglądała na przerażoną widząc ją w jego rękach, a teraz takie samo narzędzie leży koło niej. Jeszcze chwilę się jej przyglądała, po czym chwyciła drewienko i wyszeptała jakieś zaklęcie, które sprawiło, że zamiast biżuterii w jej dłoni znalazła się krwistoczerwona róża, która coś mu przypominała i doskonale wiedział co. To był rodowy kwiat rodziny Malfoy’ów. Tylko członkowie jego rodziny potrafili wyczarować tenże właśnie kwiat, który nigdy nie więdł dopóki uczucia osoby, od której ją dostali się nie zmieniły. 
- Okazałeś się być najlepszą rzeczą, jakiej nigdy nie miałam, a ja będę zawsze najlepszą rzeczą, jakiej nigdy nie miałeś* - szepnęła pod nosem i uśmiechnęła się sama do siebie.
- Skąd to masz? – wyrósł przed nią dosłownie spod ziemi. Przestraszyła się tonu jego głosu tak, że podskoczyła na siedzeniu i uniosła głowę, a w jej oczach czaił się strach – pytałem skąd to masz? – krzyknął.
- Nie ważne – a więc zapomniał. Zapomniał, że dostała go od niego. Tak dawno go nie widziała. Przez tyle czasu nie używała tego zaklęcia, że właściwie zapomniała już jaki był piękny. Przez tyle czasu nosiła go na sobie nieświadomie zapominając, czym był zwykły wisiorek. W jej oczach pojawiły się łzy, ale nie pozwoliła, aby spłynęły po jej policzkach. Nie dopóki on był w pobliżu. Nie mogła pokazać, że jest słaba. Nie mogła pokazać, że jego słowa ją dotknęły, że ją zranił. Znowu. 
- Odpowiadaj! – chwycił jej nadgarstek mocno zaciskając na nim swoją dłoń. Dziewczyna syknęła z bólu, ale nie odwróciła głowy. Mierzyli się wzrokiem, a jego ręka coraz mocniej się zacieśniała. Czuła coraz większy ból. Róża, którą trzymała chwilę temu upadła na podłogę, ale tym się nie przejmowali – Granger spytałem o coś i jeżeli chcesz ujść z życiem to radzę ci odpowiedzieć na zadane pytanie albo boleśnie spotkasz się z chodnikiem na zewnątrz. Pragnę ci jednak przypomnieć, że ten budynek jest naprawdę wysoki – przerażenie, które rosło w niej z każdą chwilą sięgnęło właśnie zenitu, a jego głos był taki inny niż ten, który ostatnio miała okazją słyszeć - był taki zimny, taki jego. Już teraz wiedziała, że się nie zmienił, że wciąż był tym samym arystokratą, dla którego była tylko śmieciem. Próbowała się wyrwać z jego uścisku, ale nie mogła. Nie chciała pokazać jak bardzo się boi. Wiedziała, że był zdolny do wszystkiego. 
- Ty mi grozisz? – buntowniczo spojrzała mu w oczy, w których czaiła się ta jego pieprzona wyższość.
- Nie, ostrzegam cię tylko, co cię spotka, jeśli nie odpowiesz na moje pytanie – wiedziała, że mówił poważnie. Widziała to w każdym jego ruchu, napięciu mięśni, słyszała w jego głosie, a przede wszystkim, dokładnie to wyrażały jego błękitne tęczówki. 
- Od ciebie, Malfoy – syknęła poddając się. Wolała nie ryzykować spełnieniem jego ostrzeżenia, które sprawiało, że włosy stawały jej dęba. Nie mógł uwierzyć, że mógłby jej to dać, ale w takim razie skąd by ją miała? Wtedy też przypomniał sobie coś - bal w ostatniej klasie i ich pocałunek pod drzewem – a teraz już mnie puść. Chcę zabrać swoje rzeczy i wyjść. Zapomnij, że te kilka ostatnich tygodni miało miejsce. Zapomnij, kim jestem i czego się dowiedziałeś. Udawaj, że tamto spotkanie nie miało miejsca. Żyj w przeświadczeniu, że świat jest zły, a ty jesteś jego panem i władcą. Niech znów dla ciebie będę tylko szlamą, którą powinnam być zawsze – schyliła się, aby podnieść z podłogi roślinę, którą znów zamieniła w wisiorek. Nie ważne było, od kogo go dostała. Był dla niej naprawdę ważny. Najważniejszy. Ruszyła w kierunku pokoju, w którym miała spać nie oglądając się za siebie. Siedział na kanapie nie mogąc w to wszystko uwierzyć, ale wiedział, że nie pozwoli jej odejść. Nie teraz, kiedy machina zmian już ruszyła. Nie było już odwrotu. Przeszłość powróciła, aby zmienić ich przyszłość. Nie teraz, kiedy czuje, że może naprawić błędy młodości, że może odkupić swoje winy. 
- Nie wychodź, proszę – szepnął, ale ona udawała, że nie słyszy. Nie miała zamiaru tkwić z nim tutaj ani chwili dłużej. 
- Nie, Malfoy. Skończyłam z tym wszystkim i z tobą również. To wszystko było błędem. Nie powinniśmy się więcej widzieć. To nie ma sensu. Nigdy nie miało. Przecież my się nienawidzimy. Kogo próbujemy oszukać? 
- Hermiona proszę – patrzyła na niego w osłupieniu. Nigdy nie użył jej imienia. Podeszła do miejsca, w którym siedział i uniosła jego podbródek chcąc zajrzeć w jego oczy. Nie wyrażały niczego. Była w nich pustka i zwątpienie. Nieopisana tęsknota, ból i rozgoryczenie. Wreszcie zobaczyła w nich to, co chciała ujrzeć od zawsze.
- Dobrze zostanę – usiadła obok niego – ale pod jednym warunkiem. Opowiesz mi wszystko, co chcę wiedzieć.
- Co tylko chcesz – odparł i nikle się uśmiechnął. Wiedział, że w tej chwili burzy cały światopogląd. Zarówno swój jak i jej, ale chciał tego. Chciał, aby wreszcie ktoś go poznał. Chciał, aby zobaczyła w nim człowieka, a nie bestię, którą widziała przez lata. 
- Opowiedz mi o sobie. Chcę wiedzieć wszystko, co robiłeś po zakończeniu Hogwartu – chwyciła jego dłoń i uścisnęła, aby dodać mu otuchy wiedziała, że taki czyn będzie wymagał od niego poświęcenia, ale wiedziała, że jest na to gotowy. Wiedziała, że oboje są na to gotowi. 
- Naprawdę chcesz to wiedzieć? – jego głos przepełniony był żalem. Pokiwała głową na znak tego, że jest całkowicie świadoma czego oczekuje – po co?
- Nie wiem, po prostu chcę – westchnął przeciągle i otwarł usta, ale po chwili je zamknął. Bił się z myślami. Próbował odpowiednio dobrać słowa, aby wszystko jej opowiedzieć, ale w jego życiu nie było odpowiednich słów. Wpatrzył się w krajobraz za oknem, a z jego ust popłynęły słowa, na które zawsze czekała.
- Wiem, co o mnie myślisz i nie dziwię ci się. Pewnie niewiele się mylisz, ale to, jaki byłem kiedyś sprawiło, że teraz jestem lepszym człowiekiem. Gdzieś na początku siódmej klasy zrozumiałem, że wcale nie chcę iść drogą, którą wybrał dla mnie ojciec, ale nie miałem wyboru. Musiałem zostać jego sługą albo bym zginął. Nie było trzeciego wyjścia. Albo albo. Każdego dnia nienawidziłem swojego życia coraz bardziej. Na szczęście jestem dobrym aktorem i mogłem ukryć swoje uczucia za codzienną maską, którą przywdziewałem każdego ranka – tak, aby nikt nie poznał mnie bliżej, aby nikt nie wkradł się w moje uczucia, aby nikt nie dowiedział się prawdy. Dzień bitwy ostatecznej zdawał się być dla mnie wybawieniem. Wiedziałem, że Voldemort polegnie. To było oczywiste dla wszystkich poza nim i tych wszystkich chorych ludzi, którzy wierzyli w to, co mówił. Minęło parę dni i skończyliśmy szkołę. Każdy opuścił ją z marzeniami dotyczącymi przyszłości. Każdy z was miał gotowy plan, co będzie robił dalej. Ja go nie miałem. Mówiąc szczerze nie wiedziałem, co teraz. Na moim ramieniu tkwił ten pieprzony znak, który będzie moim przekleństwem do końca życia. Choćbym cały majątek rozdał ubogim, choćbym nie wiem ile dobrego zrobił, na zawsze będę śmierciożercą i nic tego nie zmieni. Musiałem uciekać, aby mnie nie schwytano, ale dzięki wstawiennictwu członków Zakonu Feniksa zostałem uniewinniony. Wtedy mogłem odetchnąć pełną piersią i to właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że dostałem szansę od życia  Mogłem je ułożyć po swojemu. Parę dni później dowiedziałem się, że złapano mojego ojca i umieszczono, w Azkabanie. Każde dziecko by się zmartwiło, ale ja wręcz przeciwnie. Cieszyłem się jak nigdy dotąd. Wreszcie skończyła się jego tyrania. Skończyła się jego władza nade mną i matką. Jego słowa, które wtedy powiedział zanim go zabrano, wciąż brzmią w mojej głowie. ‘Pamiętaj synu, że liczy się tylko władza i potęga. Tylko to się liczy. Od teraz honor naszej rodziny jest w twoich rękach’, a potem spojrzał na moją matkę i wymówił słowa, które są blizną w jej sercu do dziś. Popatrzył na nią zimnym wzrokiem i z jego ust padło tylko ‘ Żegnaj Narcyzo’ i wyszedł. Tak zakończył swój żywot. Choć wiem, że matka tego nie pokazuje wciąż go kocha. Zawsze tak było bez względu na to, co jej robił, jak mieszał ją z błotem, kochała go. Niedługo potem nadarzyła się świetna okazja. Wykupiłem jeden z plajtujących banków. Oczywiście przydały się pieniądze tatusia, ale tylko do tego. Każdy następny interes finansowałem z korzyści po poprzednim. Wyjechaliśmy z matką z Londynu i zamieszkaliśmy w Paryżu. Ona jednak po paru miesiącach uznała, że chce wrócić do rodzinnej posiadłości, w której teraz mieszka. A ja? Każdego dnia żałuję tego, kim byłem kiedyś. Żałuję słów, które padały z moich ust. Nienawidzę się za to, co sobą reprezentowałem. Byłem typowym rozpieszczonym bachorem, który myślał, że skoro jego rodzina, od pokoleń służy czarnemu Panu wolno mu wszystko. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że życie jest ulotne, a ja nie jestem panem świata. Skrzywdziłem tyle osób. Jednak dzięki temu teraz wiem, że jestem dobrym człowiekiem, a na pewno lepszym niż kiedyś. W oczach świata, z którego pochodzimy wciąż będę jednak tylko synem Lucjusza. Będę człowiekiem, który zdradził swoją rodzinę i nazwisko i choć wiem, że matka nie ma mi tego za złe pozostała część rodziny nie popiera jej decyzji. Zawszę będę nosił na sobie piętno przeszłości. Zawsze będę miał miano śmierciożercy. Choć na pozór wydaje się, że moje życie jest idealne patrząc na to co mam, ale wcale tak nie jest. To wszystko nie daje mi szczęścia, pozwala tylko zapomnieć o prawdziwym życiu. Do końca swoich dni będę winił siebie za krzywdy, które wyrządziłem. Staram się być inny. Część majątku rozdałem ubogim, a część pieniędzy ze schowka u Gringott’a przeznaczona była na pokrycie odszkodowań dla rodzin, które straciły bliskich w bitwie o nowy świat czarodziei. Wszystko to robiłem anonimowo. Nie po to, by zdobyć wdzięczność tych ludzi, ale po to by naprawdę im pomóc. Choć oni nie wiedzą o tym, że pomogłem to ja czuję się lepiej. Tak naprawdę jedyną osobą, której nie przeprosiłem jesteś ty. Nie proszę cię o wybaczenie, bo wiem, że na nie zasługuję. Nie proszę o to abyś udawała, że to wszystko nie miało miejsca, bo to byłaby bezczelność z mojej strony. Ponoszę za to winę i biorę na siebie konsekwencje. Chcę tylko abyś wiedział, że naprawdę żałuję tego wszystkiego. Gdybym mógł cofnąć czas i zmienić to wszystko pewnie bym to zrobił – spojrzał na nią, a potem spuścił głowę. Wiedział, że prawdopodobnie popełnił największy błąd w swoim życiu otwierając się przed kimś, ale teraz było już za późno. Słowo się rzekło, a czasu nikt nie cofnie. 
- Draco – uniósł głowę, a ona spojrzała mu w oczy. Widziała w nich szczerość, co upewniło ją w prawdziwości jego słów. Wiedziała, że po raz pierwszy nie grał. Był sobą – już dawno wybaczyłam ci to wszystko. To już nie ma znaczenia. Wierzę w to, co powiedziałeś i to sprawia, że nie musisz prosić abym zapomniała o przeszłości. Ona już odeszła, ale zanim to zrobiła zmieniła naszą przyszłość. Bez względu na to, co się stanie jutro, za tydzień, miesiąc czy rok będę przy tobie. Pamiętaj o tym – uśmiechnęła się.
- Dziękuję – ułożyła się na jego kolanach ciągle patrząc mu w oczy. Były takie niesamowite. Chciała je zapamiętać takimi, jakimi były w tej chwili. Wiedziała, że prawdopodobnie popełniła błąd mówiąc mu to wszystko, ale było za późno. Uśmiechał się do niej szeroko i naprawdę szczerze, bawiąc się jej czerwonymi lokami. Była taka śliczna i w tej chwili była taka jego. Kiedyś pewnie nie uwierzyłby w to, że jego cichym powiernikiem będzie szlama, którą dręczył tyle lat. Roześmiałby się wtedy komuś prosto w twarz, ale to, co kiedyś wydawało się być niedorzeczne, dziś jest normalnością. Czasy się zmieniły. Ludzie się zmienili. Rzeczywistość stała się inna. Przeszłość, która powróciła żeby ją zmienić odeszła, zostawiając po sobie ziarenko, które czeka na wykiełkowanie. Przyszłość może zebrać bardzo owocny plon. Potrzeba tylko kogoś, kto rozpocznie pielęgnację zarodka. 



Błędy – wszyscy je popełniamy.
Zazwyczaj mamy najlepsze intencje.
Jak trzymanie czegoś w tajemnicy by kogoś ochronić.
Albo chcemy oddalić się od osoby, którą się staliśmy.
Czasami nie wiemy nawet, jakie błędy popełniliśmy.
Albo odkrywamy to w ostatniej chwili żeby zdążyć wszystko wyprostować.
Ale żaden błąd nie zdarza się bez powodu.
Daje nam lekcje czegoś, czego w innym wypadku byśmy nie zrozumieli.
Można mieć tylko nadzieje, że więcej nie popełnimy tego błędu. Całe szczęście, że tak się nigdy nie dzieje.**

***

* Beyonce - Best thing I never had
** GossipGirl S02E20

4 komentarze:

  1. Piękny rozdział - jak zresztą zawsze ♥ Bardzo lubię, jak szczerze rozmawiają, bo wtedy czuję się jakbym była gdzieś obok nich.
    Piękny końcowy cytat - o ironio, pasuje akurat do ostatnich wydarzeń mojego życia.
    Bardzo podobał mi się opis życia Malfoy'a - dość gorzka historia, ale przy tym wydaje się być w 100% autentyczna.
    Czasem już nie mam pojęcia, jak opisywać twoje rozdziały - każdy jest cudowny, pełny emocji, taki prawdziwy - samo życie. Po prostu brak słów.
    Pozdrawiam
    Florence

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowny rozdział, takiego szczerego malfoya jeszcze nigdzie nie widziałam, wzruszające, szczere i piękne...

    OdpowiedzUsuń
  3. kurcze prawie jak spowiedź, pokazał się jeszcze z lepszej strony. bardzo fajnie!

    OdpowiedzUsuń
  4. ''Przeszłość zawsze powraca, aby zmienić naszą przyszłość.'' - chyba już na zawsze zapamiętam ten cytat.

    Zgadzam się z dziewczynami nade mną - takiego Malfoy'a nie spotkałam w żadnym blogu!
    'Ellie

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy