wtorek, 7 maja 2013

Czwarty

Żyła przeszłością by uciec bolesnej teraźniejszości.



Długa, czarna limuzyna zatrzymała się przed ogromnym białym budynkiem. Ze środka dochodziły odgłosy wielu rozmów i szum muzyki, wszystko to towarzyszyło wspaniałej zabawie, jaka odbywała się w tym miejscu. Z pojazdu wyszedł ciemnowłosy mężczyzna ubrany w elegancki garnitur. Obszedł samochód i podszedł do drzwi z drugiej jego strony. Delikatnie pociągnął klamkę i pozwolił wysiąść kobiecie ubranej w czerwoną suknię. Stanęła wyprostowana zaraz koło niego, podał jej łokieć i powolnym krokiem ruszyli w stronę źródła tych dźwięków. Auto za nimi ruszyło pozostawiając za sobą tylko obłoki pyłu, który powstał poprzez ruch kół na żwirowym podjeździe. Szli ramię w ramię. Hermiona westchnęła przeciągle jakby tym gestem chciała dodać sobie odwagi.
- Dobrze się czujesz? - usłyszała nikły szept przy lewym uchu. Nikły szept wzbogacony odrobiną troski i szczerości.
- Tak, wydaje mi się, że tak - odpowiedziała i przybrała na twarz szeroki uśmiech. W końcu takie było jej zadanie: grać szczęśliwą żonę u boku kochającego mężczyzny. Musiała grać szczęśliwą nie bacząc na to, że w kącikach oczu zbierają się łzy. Nie mogła pozwolić im się wydostać, choć miała na to ochotę. Uświadomiła sobie, że ona nigdy nie będzie dla kogoś kimś ważnym, że ona nigdy nie przyjdzie w takie miejsce jak to, jako prawdziwa żona. Okrutna prawda, która uderzała w nią ze zdwojoną siłą z każdą sekundą coraz bardziej. Przymknęła powieki by zahamować potok łez, który chciał uwolnić się z jej oczu. Przystanęła w miejscu.
- Wszystko w porządku? - znów ten sam głos. Cichutki by nikt go nie usłyszał. Zachowywał pozory by nikt nie domyślił się prawdy. Gdyby tak się stało cała ich maskarada okazałaby się jedną wielką klapą. Nie mógł na to pozwolić. Za długo układał cały ten plan, za wiele czasu poświęcił by wszystko poszło po jego myśli. Nic nie mogło nawalić.
- Tak. Chodźmy - nieznacznie pociągnęła "małżonka" i ruszyli w dalszą drogę. Po kilkunastu krokach stanęli przed ogromnymi marmurowymi schodami, których zwieńczeniem były ozdobne wrota szeroko otwarte dla przybyłych gości. Poczęli wchodzić coraz to wyżej i wyżej. Gdy stanęli u szczytu swej wędrówki ich oczom ukazał się malutki korytarzyk, na którego końcu widniała ogromna sala wypełniona setkami ludzi. Przeszli przez drzwi i weszli do środka. Minęli przedsionek i już byli na miejscu. Wszystkie oczy zwróciły się w stronę nowo przybyłych. Kobieta uśmiechnęła się szeroko i pewnym krokiem szła przed siebie będąc, co chwilę przedstawiana jakimś ludziom. Większości z nich nie znała, widziała ich pierwszy raz na oczy. Cóż się dziwić nie należała do tego świata. Dla niej takie rzeczy były wielkim tabu. To właśnie tutaj, w tym miejscu zgromadzeni byli najbardziej wpływowi ludzie w Paryżu jak i całej Francji. Domyślała się, że większość z nich to zapewne mugole. Przeczuwała, że mogła być tutaj jedyną osobą, która wiedziała o istnieniu magii. Tej prawdziwej magii, której tajniki zgłębiała podczas kilku lat swojej edukacji. Stała obok Alexandra, który po raz kolejny opowiadał, kim jest i czym się zajmuje. Ona milczała i uśmiechała się, co jakiś czas zdawkowo odpowiadając na jakieś pytanie zadane przez któregoś dociekliwego biznesmena. Dyskretnie rozglądała się po sali podziwiając kunszt wykonania owego budynku. Kątem oka dostrzegła platynową grzywkę, która wydawała jej się dziwnie znajoma, ale odgoniła od siebie te myśli starając się skupić na rozmowie, jaką prowadził Alex. Po krótkiej chwili zakończyli owy dialog a ona została pociągnięta w głąb pomieszczenia. Kilka sekund później znów stanęła naprzeciw jakiejś osoby. Nie wiedziała, kto to. Nie patrzyła na niego. Aktualnie przybierała znów maskę obojętności i złudnego szczęścia. Podniosła wzrok, a jej serce stanęło. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Sądziła, że ma jakieś omamy albo to jej mózg podsuwa jej dziwne obrazy. Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami, wciąż myśląc, że to jakiś głupi żart jej umysłu.
- Witam, panie Malfoy - rozległ się głos tuż obok niej rozwiewając tym samym wszelkie jej nadzieje. Oto, tuż przed nią stał Dracon Malfoy we własnej osobie. Po trzech latach znów się spotkali. Jedyna nadzieja w tym, że jej nie pozna. To była ostatnia deska ratunku. Miała nadzieję, że odmienny kolor włosów i oczu zmyli go. Mimo tego wciąż jednak wyglądem bardzo przypominała dawną siebie.
- Dobry wieczór Alex'ie. Kim jest twoja urocza towarzyszka? - spoglądał na nią z niedowierzaniem. Nie wierzył, że znów ją spotyka. Ostatnio widzieli się w pociągu Express Hogwart, gdy po raz ostatni wracali ze szkoły. Poznał ją od razu. Już z daleka ją dostrzegł. Zmieniła kolor włosów i miała soczewki, ale wciąż pozostawała tą samą Hermioną Granger. Sukienka, którą miała na sobie idealnie pokazywała jej figurę. Była kształtna, miała duże piersi i pośladki, ale również wychudzona. Kreacja ukazywała jej żebra i obojczyki, które nadmiernie wystawały. Domyślił się, że coś musiało się stać skoro skłoniło to osobę, jaką była do zmiany swojego wizerunku.
- Katie, moja żona - ostatni wyraz ciężko przeszedł mu przez gardło. Okłamywał nie tylko siebie i ją, ale także wszystkich ludzi tutaj zebranych. Musiał grać dla swojego dobra. 
- Miło panią wreszcie poznać - wyciągnął w jej stronę rękę i posłał jej swój firmowy uśmiech. Zmienił się nie do poznania. Zmężniał, a jego włosy delikatnie powiewały dzięki podmuchom wiatru wpadającym do środka, w oczach błyszczały jakieś dziwne iskierki. Nie były już zimne i bez wyrazu jak kiedyś, hipnotyzowały ją swoim kolorem.
- Mnie również - podała mu swoją dłoń, którą on uchwycił i złożył na niej pocałunek cały czas wpatrując jej się w oczy. Za sprawą jego dotyku zaczerwieniła się nieznacznie, co nie uszło jego uwadze. Uśmiechnął się do siebie w duchu. To tylko potwierdziło jego domysły - Katie to nikt inny jak największa kujonica Hogwart'u, Granger. 
- Kochanie przynieść ci coś do picia? -  z letargu wyrwał ją głos mężczyzny stojącego obok niej. Spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem i delikatnie skinęła głową. Brunet oddalił się znikając w gąszczu tańczących ludzi. Zostawił ją na pastwę blondyna, który wpatrywał się w nią podejrzanie. Czuła, że on coś podejrzewa, że coś wie.
- Można panią prosić? - spytał pokazując w stronę parkietu, na którym stało kilka par wtulonych w siebie.
- Nie, dziękuję za zaproszenia, ale muszę się przewietrzyć - odpowiedziała automatycznie to, co pierwsze przyszło jej na myśl. Nie było czasu by myśleć nad wymówką. Chciała stamtąd uciec. Jak najszybciej się da, jak najdalej od niego.


~*~

Stała opierając się o barierki z twarzą zwróconą ku gwiaździstemu niebu. Pozwalała, aby jej włosy rozwiewały delikatne podmuchy wiatru. Przymknęła powieki, a jej twarz oświetlały nikłe promyki księżyca. Ze środka dobiegała głośna muzyka, nawet gwary rozmów były przez nią zagłuszone. Czuła czyjąś obecność na tarasie, ale nie miała ochoty dowiedzieć się, kim jest jej obserwator. Pogrążona była w swoich rozmyślaniach. Po raz kolejny zatracała się w przeszłości zapominając, że ta odeszła już dawno temu. Zapomniała, że tamte wydarzenia już nie wrócą, że będą tylko jej wspomnieniami. Pięknymi, ale tylko wspomnieniami. Myślami była daleko stąd. Ciałem była we Francji, ale duchem wciąż pozostawała w Anglii, w Hogwarcie. W jej domu, prawdziwym domu. Przechadzała się murami ukochanego zamku przypominając sobie wszystkie szczęśliwe chwile w życiu. Rozpamiętywała wszystkie kłótnie z Ronem; sprzeczki z Malfoyem; nieliczne odbyte szlabany; herbatki u Hagrida; prace domowe, które pisała dla swoich przyjaciół; momenty, w których zdobywała najlepsze oceny. Wszystko to sprawiło, że znów czuła się szczęśliwa. Choć przez chwilę. Wolała żyć przeszłością, bo teraźniejszość ją przerażała. Przyprawiała ją o gęsią skórkę. Chwila, w której miała opuścić swoje cztery ściany by udać się do pracy sprawiała, że traciła resztki chęci do życia. Właśnie to wszystko było powodem, dla którego tak często uciekała w przeszłość. Tak było lepiej i choć bolało, było lżej.
Tymczasem on pozostawał ukryty w cieniu. Obserwował ją opierając się o ścianę. Przyglądał się jej poczynaniom. Stała tak, w tym samym miejscu, od piętnastu minut. Nie poruszała się. Wyglądała jak spetryfikowana. Jedyną oznaką tego, że żyje była ciągle unosząca się klatka piersiowa, która oznaczała, że oddycha. Zastanawiał się, nad czym kobieta stojąca kilka metrów od niego rozmyśla. Nie wiedział, a bardzo tego chciał. Sam nie wiedział, co sprawiało, że pragnął posiąść tą wiedzę. Już od pierwszej chwili, gdy dostrzegł ją w tłumie chciał do niej podejść. Był doskonale przekonany,  że nie będzie wymarzonym towarzyszem do rozmów. Pamiętał wszystkie wyzwiska, które skierował pod jej adresem. Teraz tego żałował. Niczym mu nie zawiniła, choć była szlamą, ale to, że urodziła się w mugolskiej rodzinie nie było jej winą. Rodziny się nie wybiera, a on wiedział o tym doskonale. Nie raz i nie dwa pragnął śmierci dla swego ojca. Nienawidził go za to, że wpajał mu swoje chore przekonania i zmusił do służby Czarnemu Panu. Nie chciał tego, ale nie miał wyboru. Musiał spełnić wolę ojca, w końcu po to właśnie został wychowany. Od samego początku było wiadome, że będzie kolejnym sługusem Tego Którego Imienia Nie Wolno Było Wymawiać. Postanowił zaryzykować, postawić wszystko na jedną kartę i po prostu zacząć jakoś rozmowę. Korciło go by zobaczyć jej minę, gdy usłyszy, że ją zdemaskował. Wyszedł z cienia i ruszył w jej kierunku. Przystanął opierając się o barierkę, tuż obok niej.
Słyszała czyjeś kroki za sobą, ale nie obróciła się by zobaczyć, kto idzie w jej kierunku. Po chwili owa osoba stanęła po jej prawej stronie. Kątem oka widziała blond czuprynę i już wiedziała, kim jest przybysz. Była ciekawa czy zacznie jakąś rozmowę czy też będzie tak po prostu stał. Spojrzał na gwiazdy, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie ku górze.
- Piękny wieczór, nieprawdaż? - spytał odwracając się w jej kierunku. Dostrzegł na jej twarzy cień uśmiechu.
- Owszem piękny - nie spojrzała na niego. Bała się popatrzeć mu prosto w oczy. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek spotka tego człowieka. Choć dla niego nie była sobą, on wciąż pozostawał dla niej tym samym nieczułym arystokratą. On teraz nie miał pojęcia, że właśnie usiłuje nawiązać rozmowę ze szlamą, którą gnębił przez tyle lat.
- Gdzie się uczyłaś? - zadał pierwsze pytanie jakie przyszło mu na myśl. Chciał posłuchać jej wymyślonej na poczekaniu wymówki.
- Nie przypominam sobie abyśmy przeszli na "ty" - zmroziła go wzrokiem, co dało mu kolejną jasną odpowiedź, że się nie pomylił. Doskonale znał ten wzrok. Choć kolor tęczówek uległ zmianie, ich wyraz pozostawał ten sam. Nie raz patrzył jak w tych oczach zbierają się łzy. Łzy, których on był powodem i sprawcą. Wtedy był z siebie dumny, dziś już tak nie jest. Choć żałował tego, jaki był wtedy duma nie pozwalała mu wypowiedzieć słowa przepraszam. Dla niego taki wyraz nie istniał w jego słowniku. 
- Odpowie pani na pytanie? - celowo zaakcentował to jedno słowo, tak samo celowo jak puścił jej uwagę mimo uszu.
- We Francji. W Beaux... - już chciała dokończyć, ale w porę ugryzła się w język. Zapomniała, że przecież jest mugolką. Mimo iż ona znała jego tożsamość ona pozostawała dla niego tajemnicą. W duchu odczuł zwycięstwo. Po raz kolejny wygrał bitwę w starciu Malfoy kontra Granger. Pora wyciągnąć ostateczną amunicję. Znudziła mu się zabawa w podchody. 
- Nie kłam, Granger - jej oczy rozszerzyły się do rozmiarów, co najmniej nienaturalnych, gdy z jego ust padło jej nazwisko. Przez myśl przemknęło jej jak to możliwe? To nie mogła być prawda. Nie mógł jej rozpoznać. A jednak. Poznał. Od samego początku wiedział. Teraz, z  każdą chwilą utwierdzał się tylko w tym przekonaniu. Jej oddech przyspieszył. Nie wiedziała, co robić. Nie chciała pokazać mu, że odkrył prawdę. Chciała grać na zwłokę, jak najdłużej się da. Miała zamiar wciąż udawać do póki nie wymyśliłaby jakiegoś planu B. Wybierając się tutaj nie spodziewała się go zobaczyć, a już na pewno nie pomyślałaby o tym, że on może ją rozpoznać.
- Słucham? - posłała mu zdziwione spojrzenie, które jednak nie wyszło najlepiej i nie zdołało zatuszować paniki w głosie – Kim jest ta Granger, o której pan wspomniał? - opanowała drżenie głosu ale i tak wiedziała, że już jest na straconej pozycji. Słyszała to w jego głosie, czuła w powietrzu znak przegranej. Jej przegranej.
- Przestań grać, Granger. Znam prawdę. Nie ukryjesz jej przede mną - głos ociekający jadem i ironią. Gdy wymawiał jej nazwisko powrócił cyniczny arystokrata. Ostatkiem sił powstrzymywał się, aby nie wykrzyczeć po raz kolejny tego jak bardzo jej nienawidzi ze względu na to, kim była. Zaintrygowała go jednak jej postawa. Był ciekaw, czym naprawdę się zajmowała. Nie uwierzył w bajeczkę o kochającej żonie. Była dla niego za młoda. Zresztą nie pasowali do siebie. Znał Alexa na tyle długo, aby poznać go na tyle dobrze, by móc znać jego upodobania, pasje, lęki. Wszystko.
- Skąd wiesz? - nie  było sensu dalej udawać. Zdemaskował ją. Ich spojrzenia się spotkały jednak żadne z nich nie spuściło głowy. Rozpoczęli kolejną bitwę, następną w tej wojnie. 
- Och Granger, Granger. Jesteś tak głupia czy tylko taką udajesz? - gdyby wzrok mógł zabijać pewnie teraz leżałby już martwy. Ciskała w niego gromy. Na początku tej rozmowy sądziła, że się zmienił. Wiedziała już jak bardzo się pomyliła. Znów był tym samym kretynem, którego znosiła przez tyle lat.
- Idź do diabła, Malfoy - niemalże wypluła te słowa w jego kierunku i odwróciła się gwałtownie. Chciała odejść, ale skutecznie ją unieruchomił, przytrzymując ją za łokieć. Zmusił ją by na niego spojrzała, ale ona uparcie wpatrywała się w swoje buty. Szarpnął ją mocniej, a ręką podniósł jej podbródek. Znów widziała tylko chłód, jakim emanowały jego oczy. Mimowolnie po jej ciele przeszedł dreszcz, co nie umknęło jego uwadze.
- Czyżbyś się bała? - tryumfalnie się uśmiechnął.
- Ciebie? Nigdy - próbowała się wyrwać z jego uścisku. Bezskutecznie. Z każdą kolejna próbą zaciskał swoją dłoń na jej ramieniu coraz mocniej. Nie kontrolował się. Tak nagle wezbrała w nim nieopisana złość. 
- Myślałaś, że jak zmienisz kolor włosów i założysz soczewki nikt cię nie rozpozna? Przykro mi bardzo, ale się pomyliłaś - jego głos ze słowa na słowo stawał się coraz bardziej zimny. Każdy kolejny wyraz, który padł z jego ust przeszywał ją na wskroś.
- Puść mnie - głos się jej łamał, a w oczach wezbrały łzy. Wiedziała, że nie wygra. Spuściła głowę a jej twarz została zasłonięta przez kurtynę kruczoczarnych włosów. Nie chciała płakać. Nie tutaj. Nie teraz. A tym bardziej nie przy nim.
- Draco, wracajmy - w drzwiach balkonowych pojawiła się jakaś długonoga blondynka ubrana w skąpą różową sukienkę. Typowy plastik. Czegóż mogła się spodziewać po takim mężczyźnie, jakim był Malfoy.
- Do zobaczenia, Granger - syknął do jej ucha i odszedł zamaszystym krokiem pozostawiając ją samą na środku tarasu. Z jej oczu ciekły łzy, których już nie hamowała. Pozwoliła im spływać po jej bladych policzkach. Chciała wrócić do domu, ale nie mogła. Jej zadanie jeszcze się nie skończyło. Musiała czekać na znak od Alexa. Znów była od kogoś zależna.

8 komentarzy:

  1. Naprawde wspanialy rozdzial :) W szczegolnosci zachwycil mnie opis mysli Malfoy'a. Szkoda tylko, ze musielismy, az tyle czekac na a czesc :( Masz fantastyczny styl i idealnie oddajesz uczucia, ktore czytelnik chcialby akurat w danym miejscu znalesc.
    Nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu!
    Pozdrawiam
    Flo :*
    PS. Wybacz, ze z bledami i bez polskich znakow, ale pisze z tel.
    PS 2. Zapraszam na historia-hermiony-riddle.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. wspaniale się czytało. czekam na kolejny rozdział .

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite jest to jak wspaniale przekazujesz emocje. Musze też dodac ze masz bardzo dobry styl pisania, a to nie jest bez znaczenia.
    Podoba mi sie, ze Twój Draco jest na zewnątrz zimny i wyniosły i tylko w środku skrywa prawdziwe uczucia. Mam nadzieje, że odmieni go miłośc do Hermiony.
    To jest naprawde jedno z najlepszych Dramione jakie czytałam, a było tego sporo. Troche sie dziwie, że masz tak malo komentarzy, ale może to wina braku reklamy i spamow z Twojej strony na innych stronach.

    Pozdrawiam serdecznie i wiedz że jest ktoś, kto z niecierpliwościa czeka na ciąg dalszy.

    Bissous

    OdpowiedzUsuń
  4. Super pomysł, już sie nie moge doczekac co bedzie dalej. Prosze Cie powiedz, kiedy mozemy sie spodziewac nowego rozdziału? To czekanie wykańcza, szczególnie gdy ktos pisze tak wspaniale, jak Ty :*

    Weny, weny i jeszcze raz weny !!!

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. kolejna historia zapowiada się równie wspaniale jak pierwsza, czekam niecierpliwie na ciąg dalszy; twoje miniaturki również są zachwycające, systematycznie zapoznaję się z nimi

    OdpowiedzUsuń
  6. uwielbiam Cię :-*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteś świetna, trafiłam tu przypadkiem i nie spodziewałam sie tak dobrego bloga. Dziewczyno pisz, bo jesteś w tym zdecydowanie bardzo, ale to bardzo dobra.

    Pozdrawiam i czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  8. Trochę to wszystko chaotyczne, jakbyśmy czytali o dwóch zupełnie różnych Draconach. O.o

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy