sobota, 18 maja 2013

All too well

Liście opadają jak puzzle na swoje miejsce



Kolejna nudna konferencja w Ministerstwie Magii, która dotyczyła...no właśnie, czego dotyczyła? Brązowowłosa pytała o to samą siebie. Nie wiedziała. To nie miało dla niej znaczenia - już nie. Przysłuchiwała się Ministrowi Magii, ale nic do niej nie docierało.  Myślami była w zupełnie innym miejscu.

Pamiętam to wszystko aż za dobrze...

A wtedy do pomieszczenia wszedł on. Ich spojrzenia skrzyżowały się tylko na moment, ale to wystarczyło. Unikała jego obecności. Unikała jego wzroku. Nie potrafiła prowadzić z nim normalnej rozmowy. Nie po tym wszystkim. Jej żołądek boleśnie skurczył się do rozmiarów orzecha i tak nagle brakło jej tchu. Jak oparzona podniosła się z krzesła i czym prędzej opuściła salę, rzucając tylko krótkie wyjaśnienie. Zamknęła oczy i oparła się o ścianę. To był błąd.

Wpatrywała się w przestrzeń za oknem. Pozwoliła sobie na kilku minutową przerwę na kawę. Od samego rana była zawalona papierkową robotą. Nigdy nie wychodziła z biura wcześniej niż o godzinie dwudziestej. Westchnęła przeciągle i odwróciła się w stronę swojego biurka, na którym leżał stos nieprzeczytanych pism. Podzieliła je na dwie części i zabrała się do pracy. Gdy zegar wybił godzinę czternastą, w jej pokoju pojawił się niespodziewany gość.
- Harry, co ty tutaj robisz? - spytała zaskoczona patrząc na bruneta znad czytanego listu.
- Pamiętasz o tej sprawie, o której Ci ostatnio wspominałem? - usiadł na przeciwko i nalał sobie kawy do filiżanki.
- Ależ Harry nie krępuj się - dodała z przekąsem - pamiętam - odłożyła pismo na jeden z dwóch stosików i ponaglająco spoglądała na swojego przyjaciela. 
- Musisz nam pomóc - widziała w jego oczach bezradność - nikt nie rozwiązuje łamigłówek tak dobrze, jak ty.
- Rozumiem. Co mam robić? - zgodziła się bez wahania. Wiedziała, że to będzie związane z wnikliwym śledztwem. Tęskniła za hogwardzkimi czasami kiedy jakaś zagadka czaiła się za każdym zamkowym rogiem. Brakowało jej tego. Praca w Ministerstwie nie satysfakcjonowała jej w żadnym stopniu.
- To, co potrafisz najlepiej - uśmiechnął się delikatnie i odstawił puste porcelanowe naczynie na spodek - jest jedno 'ale' - dodał z powagą.
- Jakie? 
- Została przydzielona Ci ochrona - w myślach liczył wspak od dziesięciu. Wiedział, że jeżeli dojdzie do zera, a Hermiona nie wybuchnie, będzie mógł odetchnąć z ulgą.
- Doskonale wiesz, że pracuję sama - widział jak zaciska zęby i doskonale znał ten objaw. Nie było najlepiej.
- To jest niebezpieczne zadanie, a twój partner będzie nie tylko Cię ochraniał, będzie także pomagał. Jest całkowicie wtajemniczony w tę sprawę - ostrożnie dobierał słowa. Nie chciał powiedzieć więcej aniżeli wymagała tego sytuacja.
- Kto ma nim zostać? - spytała rzeczowo. Nim mężczyzna zdążył powiedzieć cokolwiek, w pokoju zmaterializowała się trzecia osoba.
- Jak mniemam Granger zostałaś już uświadomiona jaką ważną rolę odgrywasz w tym śledztwie - rzekł z ironią blondyn o niebieskich oczach i wygodnie rozsiadł się na kanapie w kącie, zarzucając nogi na kawowy stolik.
- Powiedz, że żartujesz Harry - spojrzała na niego wzrokiem bazyliszka, a brunet już wiedział, że piekło rozpęta się na pewno.
- Niestety nie 
- Uwierz mi Granger, że także nie tryskam entuzjazmem z tego powodu - zajął się przerzucaniem stron w jakimś bezsensownym pisemku modowym, które leżało pod stolikiem.
- Nie zgadzam się - prychnęła 
- Hermiona - zaczął błagalnie Potter.
- Nie Harry, nie ma takiej mocy, która by mnie do tego zmusiła - chłód w jej głosie sparaliżował jej najlepszego przyjaciela, a Malfoy'a nad wyraz zainteresował.
- Miona - musiała się zgodzić, musiała!
- Słuchaj Granger - do rozmowy wtrącił się blondyn.
- Nie odzywaj się niepytany! - fuknęła - nie Harry, po prostu nie. Nie będę pracować z tym wypłoszem.
- Granger, nie zachowuj się jak dziecko...zaraz, zaraz jak ty mnie nazwałaś? Wypłosz? Pożałujesz! - już podnosił się z zamiarem podejścia do kobiety, ale morderczy wzrok zielonych oczu powstrzymał go i pozostał na miejscu.
- Hermiona. Ja Cię już nie proszę. Zachowaj się rozsądnie. Schowaj sobie w tą magiczną torebkę swoją dumę i po prostu nam pomóż - brązowowłosa wytrzeszczyła na niego oczy ze zdumienia. Mężczyzna postanowił przybrać zupełnie inną taktykę niż zazwyczaj. 
- Dobrze. Poddaję się - w końcu skapitulowała. Nie miała ochoty przebywać w towarzystwie ślizgona nawet sekundę dłużej niż to było konieczne.
- Fantastycznie! - uradowany Potter wstał czym prędzej z fotela i przelotnie spojrzał na zdruzgotaną przyjaciółkę - do zobaczenia Hermiona! - i już go nie było. Zacisnęła dłonie w pięści i skupiła swój wzrok na przeciwległej ścianie, do tego stopnia, że obraz zaczął się już rozmazywać. Mijały sekundy, minuty i kolejne, a on wciąż zajmował to samo miejsce.
- Wciąż tu jesteś? - warknęła - wynoś się, ale już! - wrzasnęła i ręką wskazała mu drzwi.
- Jak Pani sobie życzy - kurtuazyjnie się ukłonił, puścił jej oczko i wyszedł.
- Ugh! Jak ja nienawidzę tego padalca! - te słowa dotarły do uszu blondyna, a gdyby ktoś wtedy go minął, z pewnością dostrzegłby ten błysk w jego oczach. Odwróciła się ponownie w stronę okna i głęboko oddychając podziwiała spadające z drzew liście.

Zsunęła się w dół po ścianie i z przerażeniem zerknęła za okno. Kiedy nadeszła jesień? Nie zauważyła. Widziała jednak pierwsze drzewa, które traciły swoje małe listki. Zawyła żałośnie. To wszystko było za trudne. Za ciężkie.

Jesienne liście opadają jak puzzle na swoje miejsce. Potrafię sobie to wyobrazić nawet po tych wszystkich dniach...

Ze złością trzasnęła drzwiami do swojej sypialni. Jak śmiał? Jakim prawem pojawił się w jej domu z samego rana? Była naprawdę wściekła. Wciągnęła na siebie swoje ulubione jasne jeansowe rurki i bladoróżowy sweterek z falbanką na szyi. Nałożyła na siebie lekki makijaż i kiedy już miała zejść na dół, usłyszała jego głos.
- Granger pospiesz swój szanowny zadek. Nie mamy całego dnia do zmarnowania - krzyczał tuż u podnóży schodów.

W dole schodów, byłam tam, pamiętam to wszystko aż za dobrze...

- Nikt Cię tu nie zapraszał - syczała schodząc w dół. Wyminęła go i skierowała się do kuchni. Wrzuciła do tostera dwie kromki chleba i postawiła czajnik elektryczny, a on stał opierając się o framugę. Bacznie śledził każdy jej ruch, a ona starała się ignorować jego obecność. Posmarowała tosty masłem i zalała kawę. Usiadła za stołem i bez skrępowania zaczęła jeść przygotowane przez siebie śniadanie.
- Granger kultura wymaga od ludzi tego, abyś zaproponowała gościom coś do picia lub jedzenia - upomniał ją z tym swoim charakterystycznym pieprzonym uśmiechem.
- Kultura także wymaga tego, że nie włamuje się komuś do mieszkania bo akurat ma się taki kaprys, Malfoy - spojrzała na niego po raz pierwszy od momentu, w którym pojawił się w jej domu.
- To nie był mój, jak to określiłaś 'kaprys'. Zostałem do tego zmuszony. Przez piętnaście minut dobijałem się do twoich drzwi. Nawet moja anielska cierpliwość się kiedyś kończy.
- Nigdy nie byłeś aniołem - dodała i wstawiła naczynia do zmywarki. Bez słowa wyszedł za nią z pomieszczenia. Podeszła do lustra i narzuciła na siebie swój beżowy trencz, a na nogi wsunęła czarne botki na wysokim obcasie. Założyła na siebie także szal w swoim ulubionym kolorze - butelkowej zieleni. Nie bacząc na Malfoy'a wyszła na zewnątrz.

Powietrze było zimne lecz z jakiegoś powodu skojarzyło mi się to z domem...

Stała przed gmachem ministerstwa - tuż koło jednego z tajnych wejść i opierała się skulona o mur. Starała się oddychać jak najgłębiej, ale jej płuca skurczyły się i produkowały zbyt małą ilość tlenu. Nie potrafiła wyrównać swojego oddechu, a do głowy wciąż napływały setki wspomnień, których nie powinna odświeżać. Nie powinna, a jednak to robiła bo pamiętała wszystko aż za dobrze. Odepchnęła się plecami od budynku i rozglądając na boki teleportowała się w sobie znane tylko miejsce.

Bo oto znowu jesteśmy na tamtej uliczce małego miasta. Wiatr w moich włosach, byłam tam, pamiętam to wszystko aż za dobrze...

Pospiesznie przemierzali małą włoską uliczkę w poszukiwaniu poszlaki, która ich tutaj doprowadziła. Niektórzy potrafią się całkiem dobrze ukrywać, ale ona w końcu poskłada wszystkie części tej układanki w całość i odnajdzie tego plugawca, który usiłuje uniknąć wymiaru sprawiedliwości. 
- Powiesz mi dlaczego taka jesteś? - spytał po chwili. Miał dość ciągłego milczenia. Od trzech tygodni pracowali razem, a ona udawała jakby jego wcale nie było obok. Nie był zachwycony obrotem sytuacji, ale jeszcze bardziej nienawidził ignorowania jego osoby.
- Jaka?
- Zimna i niedostępna. Pewnie dlatego rudzielec z Tobą zerwał - dodał lekkim tonem, a w niej coś się zagotowało.
- Odpieprz się od mojego związku z Ronaldem. To dlaczego i jak się rozstaliśmy, nie jest twoim interesem - krzyknęła wbijając mu palec w pierś. Posunął się do przodu tak, że przyparł ją do ściany w zaciemnionej uliczce.
- Nigdy, ale to nigdy nie podnoś na mnie głosu. To się może dla ciebie źle skończyć - syknął przytrzymując jej dłoń, której palec chwilę wcześniej boleśnie wetknęła w jego klatkę. Spoglądał w jej oczy, które były całkiem inne niż pamiętał. Kiedyś czaił się w nich strach i przerażenie, ale dzisiaj były inne. Takie niezbadane. Nie potrafił nawet powiedzieć, co w tej chwili wyrażać mogło jej spojrzenie, ale wiedział jedno - były niesamowite. Nagle znikąd zerwał się silny podmuch wiatru. Pod jego wpływem dziewczyna zadrżała. Przysunął się bliżej niej i założył kosmyk włosów, który niesforny wiatr wyrwał z jej koka, za ucho. Dostrzegł zaskoczenie w jej oczach. Nie wiedział, co nim kierowało. Coś pchało go w jej stronę, a on się temu poddawał. Wyszarpnęła się z jego uścisku. Był zbyt blisko niej.
- Chodźmy w tamtą stronę - wskazała wyjście z uliczki i ruszyła przed siebie. Czuła dziwny prąd w swoim ciele. Nie wiedziała, co było jego przyczyną - on, a może ten wiatr, który zaczął jej przeszkadzać.

Nie wiedziała jak się tutaj znalazła. Dlaczego w tym miejscu? Dlaczego teraz? Nie wróciła tutaj od tamtego dnia, w którym oboje tu byli po raz ostatni. Zbyt wiele bolesnych wspomnień kojarzyło jej się z tym miastem. Pamiętała jak wtedy, podczas poszukiwań napomknęła, że już uwielbia to miasto. Wielokrotnie się tutaj pojawiali chociażby po to, żeby spędzić weekend na plaży.

Wiem, że to już dawno temu przeminęło i tej magii już tu nie ma. Mogłabym czuć się dobrze, ale jednak tak się nie czuję...

Weszła w uliczkę, w której po raz pierwszy spojrzała na niego jak na człowieka. To był także pierwszy dzień, w którym powstrzymał się od większości kąśliwych uwag pod jej adresem i to chyba wtedy po raz pierwszy zobaczyła w Draconie Malfoy'u osobę, która posiada w sobie jakieś uczucia. Każdego kolejnego dnia przekonywała się o tym coraz bardziej. Dotknęła dłonią muru i znów zamknęła oczy.

Siedzieli w jej mieszkaniu przed palącym się kominkiem. Wokół nich leżało mnóstwo zapisanych kartek, a na środku ogromna mapa z pozaznaczanymi na czerwono miejscami, w których poszukiwany śmierciożerca ostatnio dał się złapać. Hermiona właście kreśliła kolejną linię łączącą te wszystkie punkty razem. Dracon siedział oparty o sofę, a w dłoni trzymał kieliszek czerwonego wina. Przypatrywał jej się w ogromnym skupieniu. Musiał przyznać przed sobą, że Granger miała coś w sobie. Nie była największą światową pięknością. W zasadzie daleko było jej do ideału. Modelką także zostać by nie mogła - była na to zbyt niska i pulchna, ale w jej oczach było coś takiego, co sprawiało, że chciał w nie patrzeć godzinami. Miała także urocze piegi na nosku, których ona nienawidziła - prychała niczym rozjuszona kotka gdy tylko o nich wspominał. 
- Skończyłam - westchnęła i rzuciła czerwonym pisakiem w kąt. Chwyciła swój kieliszek i upiła łyk czerwonego płynu. Przymknęła oczy i oparła głowę o ramię blondyna. Od paru tygodni zaczęła przyzwyczajać się do jego obecności. Był dla niej jak dobry znajomy, z którym musiała pracować. Nigdy także w swoich rozmowach nie poruszyli tematu jego szkolnych prześladowań jej osoby. Z jednej strony chciała usłyszeć cokolwiek na ten temat z jego ust, z drugiej jednak wiedziała, że te słowa niczego nie zmienią. Na każdym kroku udowadniał jej, że jej pochodzenie nie ma już dla niego znaczenia. 
- Opowiedz mi coś o sobie - szepnęła mocniej wtulając się w jego ramię.
- Nie za ciekawska jesteś Granger? - spytał bawiąc się kosmykiem jej kasztanowych włosów, które były delikatnie falowane.
- Jestem, ale chcę byś mi coś o sobie opowiedział. O twoim prawdziwym obliczu - spojrzała na niego swoimi oczami koloru płynnego bursztynu, a on już wiedział, że nie będzie w stanie jej odmówić.

Mówiłeś mi o swojej przeszłości, myśląc, że ja jestem twoją przyszłością. 
Wiem, że to już dawno temu przeminęło i nie mogłam nic więcej zrobić. Zapominam o tobie na tyle długo, by zapomnieć, dlaczego musiałam...



Ile minęło od ich rozstania? Dwa lata? Może trochę więcej. Nie pamiętała tego dokładnie. Pamiętała jednak to, jak się czuła kiedy to wszystko się zakończyło. Była zdruzgotana, a jej serce rozbite w drobny mak. Była o krok od załamania nerwowego. Nie sądziła, że to wszystko się tak potoczy. Nie tego się spodziewała. Nie tego oczekiwała. Naprawdę sądziła, że ich czteroletni związek tak starannie budowany przetrwa.  Życie z nim całkowicie ją zmieniło. Stała się wyniosła i bardziej oziębła niż wcześniej. Teraz za wszelką cenę próbowała odzyskać dawną siebie, ale już nie potrafiła. Jej życie się całkowicie zmieniło. On ją odmienił. Każdy to wiedział. Dziękowała Merlinowi, że jej przyjaciele nie opuścili jej w tych trudnych momentach. Wiele miesięcy zajęło jej uzmysłowienie sobie, że to, co było między nimi, się skończyło i już nigdy nie wróci. 


Czas nie płynie, jakbym była przez niego sparaliżowana. Pragnę być znowu dawną sobą, ale wciąż próbuję ją odnaleźć...

Wróciła zmęczona do domu i z ulgą rzuciła się na kanapę. Włączyła telewizję, ale tak naprawdę to, co tam leciało wcale jej nie interesowało. Ona znów pogrążona była we wspomnieniach. Rozpamiętywała wszystkie te chwile, w których mówił jak bardzo ją kocha, jak bardzo jest dla niego ważna. Pamiętała wszystkie te obiady, na które ją zabierał pomimo jej protestów, ale najbardziej bolały te wieczory, które spędzali tylko w swoim towarzystwie w jej albo jego mieszkaniu. Usłyszała dzwonek do drzwi. Na progu ujrzała swoją najlepszą przyjaciółkę, która trzymała ogromny karton w rękach.
- Cześć Ginny, co to jest? - spytała wpuszczając ją do środka.
- Nie mam pojęcia. Stało na wycieraczce - odstawiła pudło na ziemię i uścisnęła Hermionę - jak się czujesz?
- A jak powinnam? - spojrzała na nią swoimi pustymi oczami, a rudowłosa nie musiała już pytać o nic więcej - zrobisz kawę? Ja przejrzę te rzeczy - Ginny bez słowa udała się do kuchni, a Hermiona zabrała się za zawartość pudła. W mig pojęła kto zostawił te rzeczy. Tylko jedna osoba miała to wszystko. Dlaczego dzisiaj? Dlaczego nie zrobił tego wcześniej? Wysypała całą zawartość na kanapę i przeszukiwała ją w celu znalezienia jednej konkretnej rzeczy, ale jej tam nie odnalazła. Zatrzymał jej ukochany szalik.

Po tych dniach w koszulach w kratę i nocach, gdy uczyniłeś mnie twoją teraz odsyłasz moje rzeczy, a ja wracam do domu sama. Lecz zatrzymałeś mój stary szal z tego pierwszego tygodnia bo kojarzy ci się z niewinnością i pachnie mną. Nie potrafisz się go pozbyć, bo pamiętasz to wszystko aż za dobrze...

Teleportowała się ponownie przed gmach Ministerstwa. Wiedziała, że w końcu zaczną coś podejrzewać. Musiała wrócić na tą konferencję chociaż ona pewnie dobiegała już końca, a przynajmniej miała taką nadzieję. Poprawiła swoją czarną ołówkową spódnicę i włosy, które rozwiał wiatr. Weszła do środka i przechodząc przez lobby zatrzymała się tylko na chwilę. To tutaj to wszystko się zaczęło. Gdyby nie Harry, nie spędziłaby najlepszych czterech lat życia w towarzystwie mężczyzny, którego kochała. Gdyby nie on, nie cierpiałaby tak bardzo. Wspomnienia bolały bo wciąż były zbyt żywe w jej pamięci. Nacisnęła klamkę i wślizgnęła się po cichu zajmując swoje poprzednie miejsce. Wciąż tam był i patrzył na nią. Nie zmienił się nawet odrobinę. Znów wydawał się być zimny i odległy - zupełnie tak, jakby ich miłość nigdy się nie narodziła. Zupełnie tak, jakby nigdy nie miała znaczenia, ale ona wiedziała, że tak nie było. Do dzisiaj nie zwrócił jej szala, który trzymał w szufladzie, nawet teraz. Jak to się stało, że coś, co miało przetrwać na zawsze, tak nagle się rozpadło? Kiedy te różnice nabrały takiego znaczenia? Kiedy jej pochodzenie znów stało się dla nich przeszkodą? Nie znała odpowiedzi na te wszystkie pytania i wiedziała, że już nigdy nie pozna. 

Cóż, być może zgubiliśmy się między słowami, może prosiłam o zbyt wiele, a może to było arcydzieło, dopóki go nie zniszczyłeś....

Z ulgą przyjęła wiadomość o zakończonym spotkaniu. Marzyła jedynie o powrocie do domu. To był jej ostatni dzień w tym miejscu. Po tylu latach odważyła się zrezygnować z posady tutaj, aby spełnić swoje marzenia.
- Hermiona - usłyszała jego głos za sobą - naprawdę wyjeżdżasz? - stał na wyciągnięcie ręki, elegancki jak zawsze w swoim pięknym garniturze. Nawet jego oczy błyszczały tak, jak tamtego dnia, w którym po raz pierwszy powiedział jej, że jest w niej zakochany. Tylko jego włosy były odrobinę krótsze i odrobinę bardziej zmierzwione niż kiedyś. Wiek dodawał mu urody. Było w nim to coś, co sprawiło, że nawet ona go pokochała chociaż sądziła, że w jej sercu czai się tylko nienawiść do niego.
- To prawda. Wyjeżdżam dzisiaj wieczorem - nikle się uśmiechnęła. Czuła ten mur, który pomiędzy sobą stworzyli. Czuła sztuczność tej rozmowy, która powinna kiedyś być zupełnie inna. Gdyby kiedyś potoczyło się inaczej, dzisiaj z pewnością nie przeprowadzałaby się na drugi koniec globu.
- Nie wspominałaś nic o takich planach - oparł się jednym bokiem o ścianę koło wejścia, a ona nerwowo skubała kawałek swojej bluzki.
- Niedawno się dowiedziałam.

Bo oto znowu jesteśmy tam, gdy cię tak kochałam. Zanim jeszcze straciłeś jedyną prawdziwą rzecz, jaką kiedykolwiek znałeś...

Rozmowa z nim była tym, czego najbardziej pragnęła, a zarazem się bała. Każde jego słowo i każdy gest na nowo pobudzał jej wspomnienia, które pamiętała aż za dobrze. Znów była w tym samym położeniu, w którym już kiedyś się znalazła.
- Cieszę się. Naprawdę się cieszę - przeczesał włosy dłonią, a ona wiedziała, że jest zakłopotany. Znała jego reakcje lepiej niż samą siebie. Znała go na wylot. Kiedyś był jej powietrzem, bez którego nie mogła żyć. Nie wiedziała kto, ale ktoś otworzył okno i do środka wdarł się zimny podmuch wiatru, który jeszcze bardziej zburzył jej fryzurę. W mgnieniu oka znalazł się koło niej i założył niesforny kosmyk włosów za jej ucho. Uśmiechnął się do niej delikatnie, a ona już wiedziała.
- Pamiętasz - szepnęła przerażona. Delikatnie skinął głową, a ona w jego oczach widziała to uczucie, które sądziła, że już dawno zgasło. Sądziła, że już tylko dla niej ma znaczenie. Pamiętał. Tak samo jak ona.
- Żegnaj Hermiono - jego oddech połaskotał jej policzek, a ciałem wstrząsnął niekontrolowany dreszcz. Odsunął się od niej i spojrzał na nią po raz ostatni w swoim życiu, po czym odszedł w przeciwną stronę korytarza.
- Żegnaj Draco - westchnęła. Ze wszystkich sił starała się powstrzymać łzy cisnące się do jej oczu. Spojrzała na zegarek i z przerażeniem stwierdziła, że jest później niż się spodziewała. Zabrała swoją torebkę i teleportowała się przed lotnisko. Jesień była wyjątkowo zimna. Szczelniej osłoniła się trenczem i chciała poprawić szalik, ale wtedy zrozumiała, że wciąż go nie ma. Wciąż leżał w jego szafce i był dla niego przypomnieniem, że to kiedyś się wydarzyło, że pamiętał to aż za dobrze.

To było niezwykłe, byłam tam, pamiętam to wszystko aż za dobrze. Wiatr w moich włosach, byłeś tam, pamiętasz to wszystko. W dole schodów, byłeś tam, pamiętasz to wszystko. To było niezwykłe, byłam tam, pamiętam to wszystko aż za dobrze...

Aż za dobrze.

***

Miniaturka na życzenie. Mam nadzieję, że spełniłam oczekiwania...

Dedykacja: 
Ellie - mam nadzieję, że będziesz zadowolona
Ania - gdyby nie ty sporo miniaturek by nie powstało, zaraziłaś mnie miłością do Tay!

5 komentarzy:

  1. Spełnilas i to jak. Jestem nią zachwycona. Taka magiczna, romantyczna i och, nie potrafię ubrać w słowa ! Wszystkie Twoje miniaturki sa niesamowite. Wszystko takie naturalne, bez przepychu i tandety. Ta równowaga... Moze jestem jakoś dziwna, ale zawsze uważałam, ze Dramione z happy end'em to nie Dramione..., a to zakończenie i opowiadanie idealnie pasuje. No i oczywiście dziękuje Ci ogromnie, za to, ze napisałas ją specjalnie na życzenie i za dedykacje .
    Sciskam i jeszcze raz dziękuje,
    'Ellie

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię opowiadania bez happy end'ów, ale tylko jeśli są dobrze napisane - tak jak twoje. To było piękne, idealne, cudowne, trochę tajemnicze, romantyczne, ale nie za słodkie, po prostu nie do opisania ♥
    Masz naprawdę ogromny talent ♥ Każda twoja miniaturka, każda historia jest tak dopracowana, że nie ma się do czego przyczepić :)
    Nie mogę się doczekać kolejnej historii!
    Pozdrawiam
    Flo
    PS. Zapraszam na historia-hermiony-riddle.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże, kolejna miniaturka przez ktora rycze.. a ja nie placze.. ja nie płacze.. a przez Ciebie a może dzięki Tobie, płacze...
    Te pogrubione słowa.. wiedziałam już od początku że skończy to się zle.. były takie przepełnione tragizmem i wręcz czułam te wszystkie emocje które klebily się w tych słowach.. niesamowite..
    Potrafisz niebywale opisywać uczucia, i naprawdę Ci tego zazdroszcze. Tak pięknie piszesz.
    Ta historia wydaje się taka prawdziwa.
    No i niestety takie jest życie.. nie zawsze jest happy end.. nie zawsze wszystko kończy się dobrze.. nie zawsze mamy to czego chcemy..
    Brak mi po prostu słów.
    Dzisiaj już nie zasne. Będę myślała. o swoim życiu. O swojej miłości. Sklonilas mnie do refleksji. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Powinien oddać jej szalik.
    Powinna chcieć go z powrotem.
    Może chciał go mieć. Ale na niego nie zasłużył. Oboje mieli wspomnienia, od których nie mogli uciec. Ale on chciał jeszcze mieć pamiątkę. Ona nie miała żadnej.
    Mówi się, że pali się rzeczy swoich byłych, by nie wracać do przeszłości. A ja myślę, że to tchórzostwo. Zapominanie o czymś na siłę nie sprawi, że nauczymy się z tym radzić. Jeśli do nas wróci, - a wróci na pewno, bo to jak bumerang - to nas zniszczy. Myślę, że Hermionę zniszczyło.
    Z drugiej strony ona nigdy nie zapomniała.
    Miałam okazję już pracować z tym tekstem i wiem, że tobie wyszło to dużo lepiej. Może wyszłoby mi dobrze, gdybym zabrała się za to tak, jak powinnam, tak, jak potrafię najlepiej - od siebie.
    I czytając tę historię teraz, odkryłam zdanie, które zawsze mi umykało, kiedy myślałam o tej piosence jako historii.
    "Potrafię sobie to wyobrazić nawet po tych wszystkich dniach; Wiem, że to już dawno temu przeminęło i tej magii już tu nie ma; Mogłabym czuć się dobrze, ale jednak tak tak nie czuję"
    Myślę, że umykało mi dlatego, bo nie chciałam go akceptować. I teraz wciąż nie chcę. Ale im jestem starsza, im dłużej to tylko wspomnienie obrazu, tym bardziej wiem, że muszę. Bo tego nie ma. I tego nie będzie. I nauka, że nic się w tej kwestii nie zmieni jest długa i bolesna. Ale lepiej z tym żyć, niż uciec i zapomnieć.
    Pierwszy wybór niszczy powoli, a potem boli coraz mniej. Drugi niszczy od razu i tego bólu nie zapomnisz.
    A ja, tak jak Draco - mam szalik. I nie potrafię się go pozbyć, bo pamiętam to wszystko aż za dobrze.
    A jeśli zapomnę, kim będę?
    Nikim. Bo wspomnienia są ważne.
    Te które bolą - uczą najlepiej.
    A ja, tak jak Draco - mam szalik. Bo nie wspominam. Ale muszę pamiętać.


    -------------------
    Nie wiem dlaczego nie skomentowałam wcześniej.
    Przepraszam.
    Dziękuję, że zawsze robisz to, o co proszę.
    Dziękuję:*

    Ana

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham Swift<3 nieszczęśliwa miniaturka, genialna:3 :c
    H A R I E T T A

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy